sobota, 24 grudnia 2011

Wesołych świąt.

Ostatnio zaniedbuję tego bloga dlatego tym bardziej życzę tym wszystkim, ktòrzy jednak czasem tu zaglądają Wesołych, spokojnych i ciepłych Świąt. :))))))

wtorek, 6 grudnia 2011

Ho Ho Ho!

Przeprowadzka zakończyła się pomyślnie. Teraz ze Swoją przyzwyczajamy się do nowego miejsca. Z uwagi na to, że nasze mieszkanko delikatnie mówiąc posiada deficyt mebli, dzisiaj wybrałem się w poszukiwaniu niedrogich mebelków (konkretnie jakiegoś regału i stoliczka). Traf chciał ( w tym przypadku raczej pech), że na osiedlu właśnie dzisiaj otwierali nową galerię handlową. Promocje z tej okazji wywołują kompletne zdziczenie szanownych kupujących. Starsze i kulejące babcie zamieniają się w krwiożercze sprinterki. Z lekkością przeskakują regały, niczym w filmie promującym Warszawę, żeby tylko wyszarpać o 20% tańszą chińską kołderkę. Dobrotliwi dziadunie łokciami łamią szczęki i żebra innym dobrotliwym dziaduniom, aby  dorwać tańszy kocyk. Darmowa gorąca kawa oferowana przez hostessy, znika w zastraszającym tempie w otworach gębowych babć i dziaduń wraz z plastikowymi kubkami i mieszadełkami. I kiedy wydawało mi się, że to kulminacja tego swoistego armagedonu, wtedy nagle zgasło światło w całej nowiuśkiej galerii handlowej. Cała tłuszcza ciągnąc za sobą materace, kołdry, krzesła i cholera wie co jeszcze rzuciła się po omacku do wyjścia. Drogę zagrodzili im brzuchaci ochroniarze. Ich brzuchy zamieniły się w czujniki. Każdy wychodzący musiał się o nie otrzeć. Jeśli brzuch nie zapikał, można było wyjść bezpiecznie. Udało mi się. Stojąc na zewnątrz odetchnąłem z ulgą. Wtem za plecami usłyszałem głośne i charakterystyczne "Ho Ho Ho!!!!". To ubogi krewny Mikołaja zza wielkiej wody szczerzył do mnie swe braki w uzębieniu. "Jaki ma pan długi paragon?" - rzucił pytaniem w moją stronę." A co Cię to obchodzi bezczelny pajacu ze sztuczną brodą?" - zapytałem w duchu. "Jeśli ma pan długi paragon, to dostanie pan prezent" - wyjaśnił mikołajowy przebieraniec. Machnąłem tylko ręką i poszedłem w swoją stronę, byle dalej od tego miejsca.
Prawdę mówiąc nie odezwałem się z przyczyn technicznych. Zaraz po otarciu się o brzuchy ochroniarzy zaatakowała mnie Mikołajka w bardzo kusej spódniczce częstując cuksem typu krówka. Jako, że łasuchem jestem okropnym jeśli chodzi zwłaszcza o krówki, tako więc pożarłem cukierasa zaklejając sobie szczęki prawie zupełnie. Bo była to prawdziwa krówka ciąąąąąąguuuuuutka.

piątek, 14 października 2011

Moja rocznica.

Parę dni temu minął rok od momentu, kiedy w urokliwym miejscu ( na pogórzu izerskim), powstało coś, co do dzisiaj trwa.
Mianowicie uczucie.
Kocham Cię Maleńka :))))))))

piątek, 16 września 2011

Dygresyjki.

-Nasz ład demokratyczny o kant dupy można potłuc, skoro zależy on od pokazywania w telewizji Pana Nergala. Dzięki reakcjom Panów w kieckach dowiedziałem się:
po pierwsze- podarcie książeczki jest znacznie gorszym czynem od pedofilii (bibliotekarze powinni się wypowiedzieć)
po drugie- bezczeszczenie grobów jest pikusiem nie wartym uwagi wobec medialnego wyrywania karteczek przez pewnego rockmana.
-Pan bokser Adamek dał sobie zrobić tatara z ryjka swego. Nie pomogły modły i wsparcie Radyjka. Ciekawe kiedy Radyjko Marysia zacznie zbierać na rekonwalescencję bokserka Tomaszka?
-Wiosenka zapowiada się komicznie. Tabuny świnek w biegu do korytka łamią sobie raciczki. Tak sobie myślę, że gdy one (te świnki) będą czekały na nasz głosik, my powinniśmy wtedy pójść „haratnąć se w gałę”.


                                 fotka z netu wzięta.

środa, 14 września 2011

Się zacząłem.

Pełna gęba księżyca rozświetla kolejną z rzędu noc a jak wiadomo w takiej pełni, bezsenność do człowieka przychodzi. Niczym wilkołak wbija się w tętnicę zatruwając krwioobieg myślami. W przededniu przyjęcia kolejnego krzyżyka na kark, myśli jakby bardziej nie dają zasnąć.
Jestem mistrzem świata w zaczynaniu. Cały zeszyt mojego życia jak dotąd zapisany jest pięknymi rozpoczęciami, nieustannym odkrywaniem nowego i pokorą adaptacji tego co wokół.
Trochę cholera mnie bierze, bo tęskno mi do napisania pięknego zakończenia. A tymczasem czterdziestka tuż, tuż i przede mną znowu rozpoczęte ciekawe nieznane.
Po pierwsze - zakochuję się w swoim nowym mieście;
po drugie – poznaję swoją nieznaną dotąd rodzinę;
po trzecie – zaczynam wspólne życie ze swoją ukochaną;
Z „po trzecim” wiążę najwięcej nadziei, że uda mi się napisać w zeszyciku trochę więcej, niźli jedynie rozpoczęcie;)))
P.S.
Po czwarte – zaczynam znowu rysować ale jakby na nowo, bo koncepcja nowa zakwitła;
po piąte – zaczynam już systematycznie krzątać się na blogu.
A na zdjęciu rzeźba w parku miejskim, którą bardzo polubiłem.


czwartek, 18 sierpnia 2011

Dawno, bardzo dawno temu... (okiem chłopa).

W ostatnich dniach urlopu osiedliłem się ze Swoją w odległej krainie Polan. W czasach gdzie chłop był chłopem bez reszty oddanym swoim chłopskim sprawom, a baba babskim.


Machając chustką i głośno zawodząc białogłowa wabiła w ten sposób okolicznych chłopów licząc w ten sposób nie tylko na uwolnienie z zamkniętej wieży, ale przede wszystkim na ożenek ze śmiałkiem, który ją uwolni. Ówczesny podryw dawał przewagę takiej pannie, gdyż małe otwory okienne i wysokość wieży dawały chłopu bardzo małą możliwość dostrzeżenia powabów takiej panny. Z czasem kierowany doświadczeniem chłop już wiedział, że im wieża wyższa, im okienka mniejsze, tym zapewne uroda panny mniejsza.


W moim przypadku wieża była niewysoka a okna duże, więc czym prędzej podjąłem dramatyczną próbę uwolnienia białogłowy. Przy pomocy silnych mięśni, niczym ze stali, uwolniłem Swoją i zaniosłem do chałupy.


 Uwolniona kobieta bardzo szybko przystąpiła do prac jakże typowych dla płci odmiennej. Gotowała jadło...




...prała koszule...


...poiła chłopa po ciężkim dniu, gdy spracowany wracał do chałupy. Jednakże chłop coraz bardziej odczuwał w zachowaniu kobiety symptomy zwiastujące zmiany. Czyżby to nadchodząca emancypacja kobiet?


Skąd to nagle rosnące zainteresowanie ziołami...


...samotne pływanie czółnem po jeziorze...


...czy magiczne wręcz przywiązanie do miotły?


Chłop myślał, siedział i myślał długo, bardzo długo. Na plecach czuł dreszcze nieuniknionego fatum. Wiedział w głębi duszy, że nadchodzi to co ma nadjeść. Czuł, że to będzie straszne, okrutne, niechybne i że będzie musiał to zaakceptować.



Tym fatum okazał się rychły koniec urlopu.

piątek, 5 sierpnia 2011

Lepiej było za Piasta.

Po napisaniu posta o wędrowaniu w czasie, odniosłem wrażenie, iż niewiele osób uwierzyło w magiczne właściwości mojego eliksiru. Sarkazm umieszczony pomiędzy wierszami ugodził mnie do tego stopnia, że postanowiłem udowodnić niedowiarkom, iż wędrowanie w czasie jest nie tylko możliwe ale także bardzo łatwe. Popołudniową porą usiadłszy wygodnie w cieniu otworzyłem butelczynę z eliksirem. Niczym hejnalista z wieży mariackiej przyłożywszy ustnik butelki do ust opróżniłem ją do połowy (a pić się chciało bo duchota panowała okrutna). Nagle w głowie zawirowało, oczy zamgliło na moment a w krzyżu coś łupnęło i nie wiadomo jak znalazłem się w samym środku grodu piastowskiego.
Tak chodząc i poznając ówczesne życie, pomyślałem sobie, że chyba nie chce mi się wracać do tego dzisiejszego zwariowanego życia. Wezmę Swoją i zamieszkamy razem w tym białym domku. Będziemy piekli chleb, będziemy wypalać garnki, pędzić okowitę i uprawiać trójpolówkę. Wszystko to opiszę za jakiś czas, bo oczywiście zabieramy ze sobą laptopa.



 
 







środa, 3 sierpnia 2011

Z pozycji Ferdka Kiepskiego.



Kongres Kobiet krzyczy, że babów za mało w polityce, że rządzą chłopskie układy, itd., itp. Łolaboga! Toż to ja na mszę bym dał, gdyby to sprawiło zamianę ponurych fagasów polityki na ogolone i umyte baby. O ileż estetyczniej by się zrobiło gdyby zniknęły nawiedzone gęby znawców smoleńskich, szujowate pyski harataczy w gałę, mordy jąkatych wieśniaków i  chytre ryjki pseudo-lewaków.
Jakby zestawić tych żałosnych mężów stanu z babami to przegrywają te bidne chłopy do jaja jak nic. Taki Tusku w polemice z Marią Czubaszek wyszedłby na wioskowego głupka i naczelnego dukajłę. Pawlak w zderzeniu z Hanną Bakułą zamknąłby się w sobie ssąc kciuka do końca swego żywota. Wyjątkiem jest tylko Prezes Kaczyński i jego partia, im niepotrzebna żadna inteligentna baba, oni bowiem potrafią, sami z siebie zrobić kompletnych cymbałów.
Pani Środa zastanawiała się dlaczego facety bab nie dopuszczają do polityki. Otóż moim zdaniem powód jest prosty. Facety się boją, bo znają swoje możliwości. Taki mąż opatrznościowy narodu bardzo chętnie otacza się pięknymi i niekoniecznie mądrymi babkami, wymagając od nich jedynie wyglądu. Baba natomiast woli mieć obok siebie chłopa wykazującego przynajmniej elementarne oznaki myślenia, a tego właśnie najbardziej brakuje chłopom politykom.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Urlop w czasie przeniesiony

Moja dostała kilka dni urlopu, więc zaczęliśmy myśleć gdzie by tu pojechać. Wszystkie znane światowe kurorty, jako obiekt spędzania miło urlopu, odpadły ze względu na ich wyjątkową turystyczną nudę, obciachowość i siarowatość, a poza tym przeraża mnie wizja turystycznej szarańczy w postaci dzieci, grubych bogatych niemiaszków i równie bogatych pijanych ruskich. Dlatego postanowiliśmy w końcu przenieść w czasie i w taki sposób spędzić parę dni wolnych od pracy. Do przeniesienia się w czasie wystarczy wypić tajemny eliksir (ilość tajemnego eliksiru odpowiada za epokę, w którą się przenosimy) i wypowiedzieć na głos parę zaklęć i sprawa gotowa.
Mieszkaliśmy w izbie niedaleko sali tortur, jeździliśmy bryczkami z epoki i walczyliśmy z Niemcami. Po jadło i wszelakie dobra chodziliśmy w knieje i skoro świt kąpaliśmy się nago w jeziorze. Chłopi pańszczyźniani podrywali Moją cmokając wymownie ze swoich wozów drabiniastych, baby zbierały chrust na zimę a pogoda jak zwykle prawie dopisała. Jednym słowem było fajnie tylko strasznie krótko. Na dowód naszych wędrówek w czasie zamieszczam kilka zdjęć.

 fot1. w tych wygodnych łożach spaliśmy.

fot2. wieczorami Moja szyła

fot3. i robiła pranie

fot4. ja jeździłem na rowerze

fot5. lub bryczką

fot6. i walczyłem z Niemcami.

fot7. oraz przyrządzałem eliksir do wędrówek po czasie

środa, 20 lipca 2011

Gorąco, uf, ufff...




Parno, gorąco i duszno. Zamotałem się więc w szuwary. I dobrze mi było, nawet muchy tak mocno nie gryzły, dało się wytrzymać. Znalazłem nawet wspólny język z tutejszymi kaczorami. Razem chowaliśmy się przed hordą kolonistów. I byłoby mi dobrze aż do granic wytrzymałości, gdyby nie ta cholerna pogoda. Znowu leje. Więc przebieram się w ciuchy mieszczucha i pędem do PUB-u. W końcu pogoda barowa do czegoś zobowiązuje. No nie?

piątek, 17 czerwca 2011

Hydrozagadka.

Remontując kuchnię natrafiłem na ciekawe zjawisko. Otóż z kranu leci woda. Wiem , że taką cudowną właściwość posiada większość kranów ale w moim przypadku tak być nie powinno, gdyż zakręciłem zawór wodny, jak mi się wydawało od wody w kuchni. Niestety woda leci spokojnym strumieniem. Poleciałem zatem zamknąć główny zawór w budynku a woda nadal z kranu leci nic sobie ze mnie nie robiąc. Zamknąłem zawór w klatce obok, daremny trud, woda uparcie leci dalej. Na razie szukam głównego zaworu wodnego od całego osiedla i jeśli to nie przyniesie rezultatu, i woda będzie nadal lecieć z kranu, to zacznę doszukiwać się cudu. Może to źródełko z cudowną uzdrawiającą wodą leci mi z kranu i dlatego nijak zatamować cieku nie mogę a może szatańską moc ma ta woda i egzorcyzmów kran wymaga. Tak czy siak, jeśli ostatnie zabiegi nic nie dadzą i woda nadal będzie lecieć z kranu pójdę po księdza, niech odczynia.

czwartek, 16 czerwca 2011

Ach co to był za ślub.

Może kogoś to zdziwi ale wcześniej nigdy nie byłem na ślubie (od dziecka przerażał mnie widok Panny Młodej, chodzącej białe bezy), tak więc miał to być mój pierwszy raz.
 Skoro świt zapakowałem Swoją do mojej 50 konnej wypasionej fury i wyruszyliśmy na wschód, w nieznane, pod słońce. Całe szczęście, że słońce  nas prowadziło, bo znaki drogowe doprowadziłyby nas jedynie psu w dupę. Po 6 godzinach ja w roli Hołowczyca czy innej Kubicy, Moja w roli pilotki (a może raczej GPSa) czytającej z mapy numery dróg, dojechaliśmy szczęśliwie na miejsce. Kościół na jakiejś górze lekko mnie przerażał, tym bardziej że musiałem się tam wdrapać w upale plus 35 stopni. Jakby tego było mało na szczycie czekał ksiądz. Poznałem go po dziwnym ubranku, przestawnym szyku zdań w mowie i po tym co mówił. Nie sposób było się z nim nie zgodzić gdy mówił o służebnym charakterze baby w stosunku do chłopa, tylko Moja z malującym sie oburzeniem na twarzy dawała mi dyskretnie do zrozumienia, żebym nie brał słów kaznodziei zbytnio do serca. Ech te wyzwolone baby.
Panna Młoda piękna, Pan Młody trochę mniej. Wesele było fajne i z pomysłem. Moja ujawniła nie tylko talenty taneczne ale także wokalne. Wyszaleliśmy się za wszystkie czasy. Na drugi dzień czekał nas pyszny obiad i droga powrotna. Po kolejnych 6 godzinach jazdy zjedliśmy pizzę, wypiliśmy po piwku i zasnęliśmy wykończeni.  Najważniejszym plusem tego wesela był fakt, że rodzina Mojej mnie nie zjadła a nawet ich bardzo polubiłem i nie mogę się doczekać kolejnego weseliska, żeby odkryć dalsze talenty Mojej. Aż boję się pomyśleć jakie to talenty będą.

wtorek, 14 czerwca 2011

JEEEZDEEEEEM.

Nie wiedziałem że można tak długo bez netu, ale się udało i jakoś dotrwałem do zupełnie nowego kabla i  jeszcze szybszego niż kabel stary.
Wydarzyło się bardzo dużo w moim życiu, na tyle dużo że będzie o czym pisać może i nawet na dwa posty;)
Po pierwsze jestem już w innej rzeczywistości. Mieszkam w krainie pyz drożdżowych, świeżych pomidorów i andrutów. O wszystkich lokalnych dziwacznych sytuacjach i ludziach napiszę w następnych postach.. Poza tym spełniam się przeprowadzając remont, a tak prawdę mówiąc to nie spełniam się wcale, bo budowlaniec ze mnie jak z koziej dupy harfa. Ale póki co się nie poddaję.
W między czasie byłem na weselisku co się zowie, takim z prawdziwym tortem, prawdziwymi tańcami i nawet z prawdziwym księdzem. Mówię Wam jak ja się cieszę że nie brałem w swoim życiu żadnego ślubu i nie wyprawiałem weseliska. No po prostu załamka do czego to ludzie się zmuszają (hihihihihihihihihihihi). Ale o tym też napiszę osobno.
Tak więc miło czytać Was znowu i być tu na Blogu. Powoli nadrobię zaległości i wszystko wróci do normy. Mam nadzieję.
Pozdrawiam Wszystkich:))))
Już jezdem.

niedziela, 1 maja 2011

Witaj majowa jutrzenko.

Dzisiaj z pewną obawą otwierałem lodówkę. Bałem się, że zobaczę w niej Papieża Polaka ale dzięki Bogu były w niej tylko produkty strawne.
Pełen otuchy i uwielbienia dla miesiąca jakim jest dla mnie maj, wyruszyłem na miasto. Poszedłem, żeby pożegnać się z miastem a właściwie z miejscami, które znam z dzieciństwa. Mój okres „bezdomności” zakończy się prawdopodobnie w tym tygodniu. Zacznę znów być „domny” ale już w innym mieście.
Starzeję się i wkurwia mnie to! To starzenie już nie tylko objawia się rośnięciem włosów w dziwnych miejscach, czy łamaniem w kościach na zmianę pogody, ale także zbędnym sentymentalizmem. Bo na cóż one komu, te sentymenty, to rozmyślanie nad tym co było i co się zostawia za sobą. A jednak dopada mnie sentyment do tych miejsc i jakiś mały stresik przed opuszczeniem miejsca w którym nie tylko ja się urodziłem ale także połowa mojej rodziny.
Lubię maj ten słoneczny i pachnący bzem. Mam do niego sentyment. Kurwa, starzeję się!

wtorek, 26 kwietnia 2011

Bezdomny uprasza się łaski.

Oj nie było mnie, że ho ho. Zaległości przeogromne w czytaniu i pisaniu bloga. Mea culpa.
Na usprawiedliwienie mojej nieusprawiedliwionej nieobecności mogę podać parę zwietrzałych frazesów typu: miałem dużo pracy i mało czasu, nie opłaciłem netu i go wyłączyli, byłem chory albo, że byłem zajęty szyciem obcisłego trykociku gdyż postanowiłem zostać superbohaterem. Niestety nic z tych rzeczy. Po prostu dopadła mnie ogromna pustka umysłowa, zniechęcenie i przeogromny tumiwisizm. Każdy dzień witałem jakże soczystym: „o ja pierdolę”. Poza tym w nocy śniły mi się koszmary typu: złamana brzoza, zdrada o świcie, błogosławiony Lolek, nowa ramówka telewizji i pan Jacyków chrapiący obok w łóżku. Z tego powodu do mojego „mamtowdupie” doszło permanentne niewyspanie i zgrzytanie zębami. Kulminacja złego nastąpiła jednak dopiero w tym tygodniu. Otóż mogę legalnie i w majestacie prawa ogłosić, iż zostałem bezdomnym. Normalnie z godziny na godzinę, nagle: „jeb!” i jestem bezdomny. Zresztą z moich rodziców także uczyniłem bezdomnych, żeby raźniej było w kartonie pod mostem. W końcu rodzina jest najważniejsza zaraz po Polsce oczywiście. Poza tym taka bezdomność rodziców ma swoje plusy, mam stu procentową pewność że mnie nie wydziedziczą.

Powyżej kolaż zdjęć dokumentujących moją nieobecność na blogu, oczywiście oczami i obiektywem aparatu Kontrolerki.

czwartek, 24 marca 2011

Czepiam się.


No i już wszystko jasne. Podział się dokonał. W „Biedronce” kupują biedacy, żebracy i cały okoliczny plebs. Niestety Prezes nie zdradził, gdzie zakupy robią ludzie zamożni. Mogę domniemywać (idąc w ślady Prezesa), że elita finansowa naszego kraju zakupy robi w sklepach osiedlowych. Od razu po tej myśli wielki optymizm i radość równie wielka na mnie spłynęły. Codziennie widzę grupki elit biznesowych, tabuny zamożnej finansjery jak zbierają się pod sklepami osiedlowymi racząc się wyśmienitym winkiem do śniadania. Bogaty jest nasz kraj, skoro tylu zamożnych dzień w dzień spotykam w sklepikach osiedlowych!
Chciałbym się jeszcze dowiedzieć jakie miejsce w rankingu zatytułowanym „gdzie kupuje bieda?” zajmuje „Netto”, „Żabka”, „Kaufland” czy „Tesco”.

wtorek, 22 marca 2011

Takie sobie myśli.


Wczoraj.
Błądzę dzisiaj myślami po widnokręgu. Dzień wydaje się inny, może za sprawą Stinga śpiewającego w moim pokoju a może za sprawą pierwszego dnia wiosny.
-Dzisiaj bardziej niż zazwyczaj odczuwam bliskość natury, jej jedność, jej piękno. I na ludzi patrzę inaczej. Chodzą jakby pozbawieni świadomości piękna tego co ich otacza. Nieświadomi jak niewiele do szczęścia potrzeba. Szkoda mi ich. Wiem, że może to trochę infantylnie i zbyt banalnie brzmi ale czasem mam takie dni, kiedy to co najprostsze staje się bardzo bliskie.
-O ile łatwiej jest robić rewolucję w kraju, który posiada ropę.
-Patrząc na zachodzące słońce wiem, że na to samo słońce patrzą mieszkańcy Tokio czy Trypolisu. Wtedy bardziej czuję się mieszkańcem naszej światowej wioski, bardziej współczuję i bardziej stoję na barykadzie.
Dzisiaj.
-Po debacie w telewizji dziwię się bocianom. Ja najchętniej bym odfrunął.
-Na weekend jadę do Swojej. Jeśli dopisze pogoda wybierzemy się w plener. Ona zrobi zdjęcia, ja szkice. A po zaspokojeniu artystycznych żądz zjemy kebaba.
-Czasami moja wrażliwość staje na polu z okrzykiem bitewnym a czasem zamyka moje oczy, zatyka uszy i łzy po cichu roni. Każdy czasem potrzebuje wytchnienia.

piątek, 18 marca 2011

Bez tytułu.

Za oknem mokro i zimno. Czasem pejzaż ożywią duże płatki padającego sniegu. Jak w listopadzie, a to wiosna już prawie, prawie... Ogarnęło mnie zniechęcenie jakieś, brak „poweru”, mocy i minuta po minucie czas się rozłazi i przecieka pomiędzy palcami. Potrafię siedzieć przy biurku i zbijać bąki godzinami. Chociaż zbijanie bąków to nasz narodowy symbol, dlatego promować Polskę będą bąki właśnie. Nawet cukru nie kupuję w niemieckim markecie, bo zaczęła mi smakować gorzka kawa. Wczoraj powiedziałem sobie dość. Poszedłem do fryzjera i ogoliłem się prawie na łyso, co w moim przypadku jest niezwykle łatwe. Potem posprzątałem swoje otoczenie i na koniec zrobiłem plan. Ustawiłem alarmy w komórce żeby przypominały mi o zaplanowanych czynnościach na cały tydzień. Wprowadziłem dyscyplinę prawie wojskową. I od razu mi lepiej, nawet obraz skończyłem malować. Teraz już czekam tylko na wiosnę. Bo wiosną łatwiej spełniać swoje marzenia. 



czwartek, 17 marca 2011

Perły ze sterty. 12.

Dzisiaj w ramach cyklu „Perły ze stery” dwa filmy: „Niepowstrzymany” i „Nie do pomyślenia”.



Pierwszy film można podsumować wierszem Jana Brzechwy „Lokomotywa”. Otóż niezdarnemu maszyniście ucieka pociąg, trzeba dodać, że pociąg ciągnie cysterny z czymś bardzo wybuchowym. I taki rozpędzony skład mija miasteczka amerykańskie siejąc groźbę wykolejenia cystern, których wybuch zniszczyłby dokumentnie owe miasteczka. Na szczęście pojawiają się na horyzoncie prawie emerytowany maszynista i żółtodziób maszynista, którzy starają się dogonić i zatrzymać zwariowaną kolejkę a tym samym ocalić miasteczkową ludność przed zagładą. Pomijając kompletne bzdury i głupoty jakich pełno w filmie możemy się napawać widokiem rozpędzonego pociągu i jego niszczycielskiej siły. Zapewniam, że po drugim piwie film dostarcza dużo zabawy, a po trzecim to nawet i sporo dreszczyku emocji. Typowy odmóżdżacz dla fanów kolejnictwa. 



Film drugi natomiast jest zupełnie inny. „Nie do pomyślenia” daje nam okazje do pomyślenia właśnie. Temat , jakże modny teraz, dotyczy terroryzmu. A więc terrorysta podkłada bomby w największych miastach amerykańskich. Niestety nie ma możliwości odnalezienia tych bomb, a złapany terrorysta nie jest skory do wyjawienia lokalizacji tychże bombek. Do akcji wkracza, nad wyraz humanitarna agentka FBI i specjalista od przesłuchań, typ spod ciemnej gwiazdy. Rozpoczyna się przesłuchanie, a raczej brutalne i poruszające tortury. Z każdą chwilą przekraczane są granice, których człowiek przekraczać nie powinien. Żeby złamać terrorystę już nie tylko wystarcza podłączanie do prądu, okaleczanie ale w końcu morduje się jego żonę i torturuje dzieci.
Przypominam, że terroryzm czy techniki masowego mordu są naszymi wynalazkami, teraz w obronie przed tymi wynalazkami zabija się ludzi. Co musi się stać, żeby to obłędne i przerażające koło przerwać? Ile osób musi zginąć i jak daleko musimy odejść od człowieczeństwa, żeby się w końcu opamiętać? Film mnie poruszył, nie jest wybitnym dziełem ale zmusza do zadawania sobie pytań. Polecam ale tylko ludziom o mocnych nerwach.

wtorek, 15 marca 2011

Roczek.

Jakoś tak rok temu (bo to w marcu było, tylko nie pamiętam kiedy) za namową Swojej założyłem ten Blog. To znaczy nie ten, bo najpierw był Blog „Szacun brat Wiedźmina”. Kiedy się rozstałem z Moją zmieniłem się w „Zawróconego”. Teraz kiedy znowu jestem ze Swoją powinienem konsekwentnie zmienić znowu charakter i nazwę Bloga ale już mi się nie chce. Niech będzie tak jak jest. Muszę się przyznać, że ten blogowy burzliwy rok oceniam bardzo pozytywnie. Fajnie mi tu z Wami jest. I niech się nie zmienia a jeśli już musi to na lepsze. A dzisiaj z okazji rocznicy, okrągłej rocznicy, kilka piosenek ku uciesze;))))))

środa, 9 marca 2011

Wrrrrr...

Dzisiaj cały dzień potęgowało się we mnie rozdrażnienie. Od rana dostało się prowadzącym telewizję śniadaniową a dalej było już tylko gorzej. Irytacja i warczenie narastało z godziny na godzinę. Może mam męski tzw. bezkrwawy okres, może wstałem lewą nogą, może zmiana pogody tak na mnie wpływała a może ceny cukru i benzyny wkurzyły mnie do szczętu. Nie wiem. Faktem jest, że mój samochód dawno nie słyszał takiej różnorodności przekleństw. Teraz pierwszy wiosenny deszcz rozmył mój wkurw tak jak rozmył resztki zalegającego śniegu tu i ówdzie. Jest ciepło i pachnie wiosną. Tego mi trzeba było. Zimowa irytacja poszła precz. Takie dni wypełnione złością mają swoje plusy. Całą żółć wylewam wtedy w rysunkach. Wena jest tak samo nerwowa jak ja. Owocem wkurwionej twórczości podzielę się już niedługo:)
Dzisiaj także, niczym Pierwiosnki, wyrosły przydrożne grzybiareczki. Widać, ocieplający się klimat wpłynął na ocieplenie stosunków przydrożnych;)

wtorek, 8 marca 2011

Wilk szczęsliwy i owca uradowana.

Motto na dziś:
"Teza o tym, że mężczyźni są brakującym ogniwem w ewolucji pomiędzy nami (kobietami-przyp.autor), a małpami da się udowodnić." 

 



Wszystkim kobietom w tak świątecznym dniu życzę samych dobrych dni pełnych miłości i szczęścia.


                        Dzisiaj jest wyjątkowy dzień. To najbardziej pluralistyczny dzień w roku, w którym wilk będzie syty i owca uradowana. Po tradycyjnym przyjęciu goździka (koniecznie łodygą do góry jak tradycja nakazuje) kobitki umęczone celebrowaniem dnia kobiet, mogą udać się ze spokojnym sumieniem na babskie spotkania zakrapiane babskimi drinkami.
Facet natomiast nie musi w tym czasie stać przy garach w domowym ognisku. Wszak dzisiaj śledzik. Dlatego facety z pełnym rozgrzeszeniem mogą iść upodlić się pod śledzika trunkami ze wszech miar wyskokowymi.
A gdy facet w końcu doczłapie się nad ranem do domu napotka tam dopiero co doczłapaną kobitkę. W atmosferze wzajemnego zrozumienia cudownie jest wspólnie znosić efekty upojnych nocy. Bo przecież wzajemne zrozumienie jest podstawą każdego udanego związku.  Czego wszystkim Wam życzę;)


*(cytat pochodzi z filmu "Seksmisja", zdjęcie kwiatów z netu)

czwartek, 3 marca 2011

Dietetyczna kręcioła.

Odchudzam się, przechodzę na dietę. Jeszcze tylko jeden pączek, taki pyszny z lukrem. W końcu tradycja. Ale potem już tylko woda, tik taki i ćwiczenia. Może do świąt zdążę z figurą Tap Madl, bo wiadomo, Wielkanoc i znów tradycja. Kiełbasa, ćwikła, babki, mazurki, jajka i czekoladowy zajączek. A potem znów tik taki, woda i pompki na przemiennie z brzuszkami, byle zdążyć do lata. Bo latem to wiadomo, skwar, słońce, lody i zimne piwo. I znów, żeby zdążyć przed jesienią i nie roztyć się zanadto, woda, tik taki i bieganie. Dieta koniecznie, żeby zdążyć przed Wigilią, bo wiadomo tradycja... Kręćka dostać można.