poniedziałek, 24 czerwca 2013

Cofanie się do tyłu filmu polskiego (forma "cofać do tyłu" użyta umyślnie).



Wiecie czego nie lubię? Kiedy czas zaczyna niekontrolowanie uciekać. Ledwo zaczynam się ogarniać, a tu nagle "jeb(!!!)" i miesiąc minął, zaraz potem  drugi, trzeci, i tak coraz bliżej ku początkowi mojego "kryzysu wieku średniego". Ale o tym sza, postanowiłem bowiem w tym poście nie narzekać. Zadanie niemożliwe do wykonania biorąc pod uwagę temat posta. Rzecz mianowicie będzie o filmie polskim.
Zrobiłem sobie niedawno maraton  polskich filmów z ostatniego roku. Trzymając się zasady, że leżącego się nie kopie, postanowiłem sporządzić, na podstawie obejrzanych filmów, uniwersalny  przepis  na polski film kinowy.
Najważniejszy jest temat filmu.
 U nas bowiem największą burzę komentarzy wywołuje sam temat, jeszcze przed nakręceniem filmu. Dlatego, aby mieć reklamę naszego dzieła za darmochę (nawet u Moniki Olejnik w radiu Zet) jeszcze przed pierwszym klapsem, proponuję rzutki temat, najlepiej historyczny, budzący wciąż emocje, szczególnie u narodowych patriotów. Emocje takie budzą ciągle: polski antysemityzm, polska kolaboracja, polskie wydarzenia historyczne, polskie postaci historyczne, etc.  Ze współczesnych tematów najlepiej sprzedają się wciąż korupcja, układy, dragi i dziwki.
Bohater jest równie ważny co temat. 
Najlepszy bohater  to taki, który ma zmarszczone czoło, usta w podkówkę i zmęczony wzrok. W tym celu należy zatrudnić aktora będącego na permanentnym kacu lub takiego, któremu akurat splajtowała knajpa. Bohater współczesny to wciąż człowiek bez włosów, w sportowym odzieniu i wypluwający 1800 wulgaryzmów na minutę. Cecha wspólna dla bohaterów, to brak dykcji, wystarcza bowiem źle akcentowany  bełkot, oraz najważniejsza cecha bohatera w polskim filmie, wewnętrzna samotność wynikająca z niezrozumienia go przez społeczeństwo.
Muzyka filmowa.
To w zasadzie możemy sobie podarować. Nawet w muzycznym filmie polskim, muzyka jest nieistotna.
Scenografia i zdjęcia robią nastrój.
Najlepsze plenery to najbliższy lasek w okolicy lub po PGR-owskie ruiny a kostiumy i rekwizyty to te wypożyczone z teatru.
 Zdjęcia koniecznie robione z ręki, przez co uzyskuje się obraz podrygujący i chwiejący się nieustannie. Sceny filmowane krótko, maks to 30 sekund na jedną scenę. Po takim zabiegu film przypomina paczwork filmowych obrazków. Wymagany jest również minimalizm koloru i poszarzenie wszystkiego, co buduje nastrój ogólnej beznadziei.
Nie wolno zapominać, co jest charakterystyczne dla filmu polskiego, żeby stukot butów aktora, czy skrzypiących mebli skutecznie zagłuszał dialogi. Zresztą same dialogi również krótkie do 20 sekund.
Warto dodać, że wszystkie sceny erotyczne w filmie nie powinny absolutnie kojarzyć się z przyjemnością i trwać powinny maksymalnie do 10 sekund.
I to w zasadzie koniec przepisu na film. Dodam, że powyższe zasady zaobserwowałem po obejrzeniu następujących filmów:
Obława, Róża, Mój rower, Drogówka, Bejbi blues, Pokłosie, Jestem Bogiem.

Na koniec taka dygresja.
 Niedawno zakończył się kolejny festiwal polskiej piosenki w Opolu. Zastanawiałem się na czym polega siła piosenek ubiegłego stulecia i skąd wynika marność współczesnych pieśni. Wyszło mi, że  kiedyś wszyscy uczyli się, żeby móc zaśpiewać, dzisiaj wszyscy śpiewają, żeby nie musieć się uczyć. Myślę, że ta zasada pasuje również do filmu jak i do całej naszej "masowej" kultury.