piątek, 9 listopada 2012

Jak to nazwać?

 -13 września 1993 roku ostatni oddział armii radzieckiej opuścił Polskę.



-9 listopada 2012 roku pierwszy oddział amerykańskich sił zbrojnych wkroczył do Polski.

Wytrzymaliśmy ponad 19 lat bez wojsk obcego mocarstwa w naszym kraju. Tylko 19 lat. Różne myśli mam w głowie i różne słowa cisną mi się na usta. Po namyśle doszedłem do wniosku, że ograniczę się jedynie do przytoczenia, jakże trafnego w tej sytuacji, powiedzenia, iż "kurestwo to nie zawód, lecz charakter".

Fotografię wziąłem z jakiejś strony w necie, nie pamiętam jakiej.

środa, 7 listopada 2012

Strefa wojny.

Żyjemy w stanie wojny. Nie, nie mam na myśli tej wojny objawionej ostatnio przez Janka Wartorozmawiać i jego idoli. Mam na myśli permanentną wojnę każdego z każdym, pozbawioną zasad i taktyki.
Wojnę uliczno-drogowo-chodnikową.



Piesi.
W najgorszym położeniu są piesi. Dawno już utracili swoje bezpieczne przyczółki na jezdniach, zwanych dla zmyłki przejściami dla pieszych. Aby przejść na drugą stronę jezdni muszą wykazać się cierpliwością połączoną z niezwykłą przebiegłością  i zdolnościami sprinterskimi. Do niedawna jeszcze bronili się na przejściach z sygnalizacją świetlną, niestety od kiedy kierowcy mają w poważaniu czerwone światełka a zielone strzałki traktują jak okazję do trafienia  pieszego zza węgła, piesi  musieli wycofać się na chodniki. Niestety, żeby nie było tak łatwo, obecnie trwa zmasowany atak na jedyną enklawę pieszego czyli na chodniki właśnie. 20 centymetrów chodnika pozostawione dla pieszego, aktualnie jest objawem wielkoduszności kierowcy, albowiem coraz częściej auto zaparkowane centralnie na chodniku  zmusza pieszego do człapania jezdnią. Ja wiem, że pod blokami jest zbyt mało parkingów.  Niech mi jednak ktoś wyjaśni, dlaczego w  dzielnicach willowych, gdzie każdy z mieszkańców ma swój własny garaż najwięcej aut stoi właśnie na całej szerokości chodnika?  Wniosek jest jeden, chęć zepchnięcia pieszego na jezdnię, gdzie  łatwiej go trafić po prostu.



Kierowcy.
Największa wojna trwa jednak między kierowcami. Tu wyróżniam kilka typów. Najwięcej jest "mistrzów prostej". Charakteryzują się brakiem mózgu oraz brakiem umiejętności kierowania autem, natomiast po zauważeniu choćby kawałka prostej, prują rzęchem ile fabryka dała. Łatwo ich rozpoznać. Pod marketami zawsze jadą pod prąd i na ukos, na drodze zawsze ścinają zakręty i wyprzedzają wszystko i wszędzie. Inna grupa to kierowcy "pszenno-niedzielno-buraczani". To ci, którzy głównie jeżdżą w niedzielę 100 metrów do kościółka lub do supermarketu raz na miesiąc. W trasie poznać ich można po tym, że poruszają się niezmienną prędkością 70 km/h ( jedynie w większym mieście zwalniają do 20 km/h) i przykładają wielką wagę do oszczędzania żarówek w kierunkowskazach. Trzecia, niemniej liczna grupa to "dostawczaki" i "akwizytorzy". W ich przypadku moja wyobraźnia nie ogarnia wyczynów do jakich są zdolni. Poznać ich można po napisach reklamowych na autkach.



Rowerzyści.
Najbardziej wkurzającą grupą biorącą udział w tej wojnie są rowerzyści. Jeżdżą  środkiem, kolebiąc się na boki pod górkę a do tego powoli. Kierowcy spychają ich do rynsztoków, krawężników i poboczy. Wskutek czego większość ucieka na chodniki rozjeżdżając najsłabszą grupę w tej wojnie, czyli pieszych.


Pisząc o tej swoistej wojnie można by skrobnąć spokojnie pokaźnych rozmiarów książkę. To co dzieje się na drogach można odnieść w dużej  mierze do stanu  umysłu naszego społeczeństwa. Przerażający brak wyobraźni, bezrozumna agresja, odreagowanie frustracji itp. Skutki tego są podawane w poweekendowych statystykach.  Według których, po wydłużonym weekendzie ofiar na naszych drogach jest prawie tyle, ile  na wojnie w Afganistanie przez cały  rok.



wtorek, 6 listopada 2012

Wesołego święta.

W związku z tym, że nie będę miał czasu skrobnąć posta w zbliżające się święto 11 listopada., już teraz życzę Wszystkim Wesołego Święta. Widząc jaką popularnością cieszą się wszelkiej maści marsze niepodległościowe, postanowiłem sam zorganizować sobie marsz pod hasłem : "Byle dalej od tego całego zgiełku". Zachęcam do przyłączenia się. Zorganizujcie sobie własne marsze, pod swoimi własnymi hasłami i tylko w sobie znanym kierunku.
Kto wie, może się nawet przypadkiem spotkamy.

 



poniedziałek, 5 listopada 2012

Moje komentarze.

Ostatnio tyle głupoty wylewało się z mass mediów, że aż odebrało mi to chęci do pisania.


Tajny informator PIS-u.





czwartek, 1 listopada 2012

Lokowanie akwizytorów.

Opowiem Wam jak piszę tego posta.
Za oknem pogoda  zachęca raczej do długiego wylegiwania się w mięciutkiej i pachnącej najnowszym zapachem Lenora pościeli. Ja jednak robię jej na przekór i skoro świt, opatulony w cieplutki szlafrok Greno, drepczę do kuchni. Gotuję szybciutko wodę w swoim ulubionym czajniku Silit Fidelio i już po chwili w całym mieszkaniu unosi się cudowny aromat kawy Jacobs Kronung. Tak zaopatrzony spokojnie siadam przy biureczku i odpalam swojego lapcia, żartobliwie zwanym Suskiem (od nazwy firmy Asus). Mając superszybki mobilny internet z Playa wiem, że lada moment uzyskam połączenie z Bloggerem i będę mógł o tym wszystkim Wam napisać.
No, a teraz poważnie. Coraz częściej w tekstach, wydawać by się mogło dziennikarskich, znajduję tzw. lokowanie produktu i muszę stwierdzić, że wkurwia mnie to ponad wszelką miarę. Już dawno włożyłem między bajki jakąkolwiek niezależność dziennikarską, raczej skupiam się wokół takich publicystów, dziennikarzy, blogerów i pismaków, którzy posiadają umiejętność kulturalnej polemiki. Natomiast nie znoszę tych, którzy pod pozorem uprawiania pisaniny tak naprawdę są zwykłymi domokrążcami.


niedziela, 7 października 2012

W końcu trzeba coś napisać.

No tak. Nie można sobie bez przerwy wmawiać jesiennej deprechy, braku weny i łamania w kościach. To prowadzi do zupełnego spierniczenia. A przecież będąc młodym duchem i umysłem nie można pozwolić na zdziadzienie całej reszty, to byłoby niewybaczalne marnotrawstwo. Świat każdego dnia zawstydza mnie będąc w ciągłym ruchu, zawstydzają mnie niezliczone rzesze biegnące w maratonach, i to zarówno tych sportowych, jak i tych życiowych, za pieniędzmi i karierą. A ostatnio zawstydziła mnie Moja. Et tu Brute contra me! Pobiegła w maratonie i przyniosła złoty medal. Dynda on sobie w widocznym miejscu zawstydzając mnie codziennie. Rad nie rad, zmuszony okolicznościami, rozpocząłem poranne bieganie. Już nawet ze trzy razy przebiegłem poranne pięć kilometrów. Tak sobie pomyślałem, że będę biegał tak długo, aż dyndający złoty medal Mojej, przestanie mnie zawstydzać.
Jesienna deprecha wywołała we mnie, jakże pożyteczny, kompletny brak zainteresowania aktualnymi wydarzeniami. Wstyd się przyznać ale z prawdziwą satysfakcją przespałem marsz "Obudź się Polsko". No sorry.
Ostatnie sondaże dają talibom prowadzenie. Nie jest to optymistyczna prognoza, ze względu na to, że elektorat znowu zabierze babciom dowody i zagłosuje przeciw talibom, czyli na platformersów. Czyli nic się nie zmieni.


Poza tym, jak to jesienią, wykopki w pełni. Pamiętam te wyjazdy szkolne na pola pełne ziemniaków. Od tamtego czasu prawie nic się nie zmieniło, no poza tym, że teraz politycy  organizują wykopki, i bynajmniej nie na polach z ziemniakami.


Purpuraci ogłosili, że związki partnerskie zagrażają rodzinie. No w tej kwestii z purpuratami się nie dogadam.  Uważam bowiem, że nikt bardziej nie zagraża rodzinie jak właśnie purpuraci. Niestety jeszcze wiele piany spłynie po goleniach, zanim politycy doprowadzą do normalności w tym względzie.


I na koniec coś przyjemnego, coś na jesienne deprechy. Kolejny film poprawiający humor w ponure jesienne wieczory. "Kobiety z 6 piętra" to francuska komedia, która mówi wprost, że na zmiany jest czas w każdym wieku. Gorąco polecam tą lekką, trochę naiwną ale bardzo czarującą opowieść:)


P.s.
Bardzo mi się nie podoba nowy interfejs Bloggera. Powiem więcej, jest do dupy.