Wiadomość dnia to ta, że Polsat wysłuchał licznych próśb Narodu Polskiego i w pierwszy dzień świąt wyemituje film pt. „Kevin sam w domu”. Dziękuję Polsatowi za uszanowanie tradycji w którą „Kevin...” wpisał się na dobre. „Kevin sam w domu” to jak świąteczna choinka, opłatek czy kolędy. Jestem szczęśliwy i mam tylko cichą nadzieję, że w drugi dzień świąt obowiązkowo poleci „Szklana pułapka”, żeby Święta były prawdziwie świąteczne i tradycyjne. Amen.
wtorek, 30 listopada 2010
poniedziałek, 29 listopada 2010
Perły ze sterty. 8.
Jeśli ma się dosyć trójwymiarów, efekciarstwa i całej tej bogato migoczącej wiochy na ekranie to polecam film „Buried”. Pomyślcie, że budzicie się w trumnie, zakopanej gdzieś na pustyni a do dyspozycji macie komórkę i mało czasu. Przerąbane. Jedyny ratunek w innych. Niestety u nas ciągle Polska jest najważniejsza, nie człowiek, dlatego mamy przerąbane. Film obtoczony w panierce cynizmu i gorzkiego przesłania, a to jest to, co lubię. Polecam tym, którzy nie mają klaustrofobii.
sobota, 27 listopada 2010
Perły ze sterty. 7.
Gulp, gulp, gulp... ep... echhhh... dooooobre piwo. Troszkę zapracowany jestem ostatnio, więc tym bardziej doceniam uroki bycia kawalerem. Zaległem zatem bez wyrzutów sumienia na kanapie, z piwkiem w ręku i włączyłem dvd z wylosowanym wcześniej filmem. Tym razem los wskazał na brzyyyydala (jak mawiał Tofik w skeczu kabaretu Ani Mru Mru) czyli Georga Clooneya i film pod tytułem „Up in the Air”. Prosta, żeby nie powiedzieć banalna do bólu amerykańska historyjka z chamskim, wylewnym i mówiącym jak krowie na rowie dydaktyzmem. No szlag mnie trafia, gdy to co powinno dawać do myślenia widzowi jest podane na tacy i to w tak bezpośredni sposób, że nabijam sobie guza tą tacą. Twórcy filmu najpierw prowadzą widza jak po sznurku żeby na koniec przydzwonić mu w łeb pointą. To powoduje, że pomimo lekkiego humoru w jakim jest zanurzona fabuła, poprawna gra aktorów i czar Clonneya (brzyyyydal), jako całość niknie w dosłowności przekazu. I leżąc tak na kanapie, pijąc to piwo nagle się dowiaduję, że jeśli zdecydowałem się być singlem całe życie, to muszę wiedzieć, że zawsze będę jedynie dodatkiem do życia innych. I niczym więcej. I to porozumiewawcze spojrzenie w kamerę Clooneya poraziło mnie do tego stopnia, że omal nie upuściłem puszki z wrażenia. Łał, cóż za głęboka myśl wydedukowana po wielu latach doświadczeń pana reżysera zdawać by się mogło.
Dodatkowo ta profesja głównych bohaterów, taka amerykańska do bólu. Otóż są oni wynajmowani przez firmy do zwalniania pracowników. Mają tak wywalić delikwenta z roboty żeby on był im jeszcze za to wdzięczny. No to się może udać tylko w Ameryce. Od razu pomyślałem sobie, jak taki specjalista przyjeżdża na polską wieś i oznajmia rolnikowi, że czasy raju podatkowego w formie KRUS właśnie się skończyły. Ojej to by bolało. No chyba, że wdzięk i dowcip Clonneya oszałamia nawet polskiego rolnika. Miłego weekendu:)
P.S.
A singlem to ja już nie jestem:)))))
czwartek, 25 listopada 2010
Tęsknię...
Wieczorami maluję (patrz obrazek). Nakładam farbę i tęsknotę na serce. I plany snują się w myślach. Fajnie byłoby, słodko byłoby, na swoim miejscu byłoby, normalnie byłoby. I to „byłoby” dźwięczy w głowie i chce być już, teraz, nagle. Więc każdego dnia pożera mnie żal i tęsknota, że jeszcze nie teraz, że za chwilkę, za moment, że już niedługo. I tylko pewność koi serce, że to „byłoby” w końcu będzie.
---
Gdybym miał władzę nad słowami
gdyby słowa mnie słuchały
Może potrafiłbym powiedzieć Ci
jak bardzo
jak mocno
jak słodko
Ale słowa nieznośne
kryją się za zakrętem mego serca
I tylko słyszę śmiech dźwięczny - daleki
Nie słowami Ci powiem -
lecz pieszczotą
dotykiem rąk
zapachem
gestem
(wiersz Agnieszki Pietryji)
Gdybym miał władzę nad słowami
gdyby słowa mnie słuchały
Może potrafiłbym powiedzieć Ci
jak bardzo
jak mocno
jak słodko
Ale słowa nieznośne
kryją się za zakrętem mego serca
I tylko słyszę śmiech dźwięczny - daleki
Nie słowami Ci powiem -
lecz pieszczotą
dotykiem rąk
zapachem
gestem
(wiersz Agnieszki Pietryji)
wtorek, 23 listopada 2010
Perły ze sterty. 6.
Za oknem dzisiaj padały wielkie płatki śniegu. Zima coraz bliżej. Dlatego zapraszam wszystkich do obejrzenia horroru w scenerii norweskich gór i przepięknej zimy. Mam na myśli film „Dead Snow”, który tak naprawdę horrorem nie jest a jedynie (na całe szczęście) pastiszem zachodnich horrorów. Nie darzę uwielbieniem horrorów, śmieszą mnie po prostu. Dlatego robienie sobie jaj z tego gatunku filmowego bardzo mnie ucieszyło. Drugi powód do zadowolenia jest taki, że mamy tu do czynienia z humorem norweskim a nie totalnie głupkowatym hollywodzkim. Chociaż nadmienić muszę, że humor norweski też chwilami do najmądrzejszych nie należy. Bo mamy tu oddział hitlerowców w roli żywych trupów, dyndanie nad przepaścią na jelicie grubym, stosy miażdżonych głów, wyrywanie członków, rąbanie siekierą i cięcie piłą łańcuchową. Czyli wszystko to co w prawdziwym hollywodzkim horrorze powinno być. Nadmienię tylko, że muzyka w filmie bardzo mi się podobała. Nie mogę natomiast polecić tego filmu, bo odbiór zależy od indywidualnych preferencji. Dla niektórych będzie to źródło dobrej rozrywki dla innych nudna rzeźnia. Ja jednak i mimo wszystko kupiłem ten norweski humor i oceniam na plus. Najlepiej oglądać go w większym gronie wariatów lubiących krwiste wygłupy;)
niedziela, 21 listopada 2010
Egzaltacja materialna.
(z góry przepraszam za wyrazy brzydkie)
Niestety nie zostałem terrorystą. Górę wzięła moja polska natura. Patrząc w lustro powiedziałem do siebie: „A pier...olę, nie chce mi się.” Cóż, może do następnych wyborów poczekam.
Dzisiaj chciałem napisać o innym zjawisku, które mnie o dziwo nie wkurwia a wywołuje raczej uśmiech politowania, o czymś co wraz z kumplami mieszczuchami nazywamy elegancko „wieś do miasta przyjechała.”
Gdy dziecku kupi się jego wymarzoną, wypasioną zabawkę, to dzieciak z reguły leci na podwórko pochwalić się kolegom. To jest typowe i normalne dla wieku dziecięcego, gdy trudniej jest zaimponować innym czymś więcej, niźli tylko materialnymi aspektami naszego życia. Niestety gorzej jest gdy to, co typowe dla dzieci, robią dorośli, wydawałoby się w pełni ukształtowani osobowościowo ludzie. Bo jak wytłumaczyć takie zachowania? Kupiłem zajebistą furę więc obowiązkowo przejadę przez środek wsi, a niech się napatrzą; albo jeszcze lepiej zajadę pod kościół na mszę o 12.00 bo tam najwięcej ludzi zawsze, a niech plotkują;. A gdy kupię w ch... drogie futro przejdę kilka razy głównym pasażem największej galerii handlowej, niech mi zazdraszczają; a w knajpie to mordę zalewam zawsze najdroższą whisky na półce (i nie ważne że efekt jest taki sam jak tego zalanego gościa obok najtańszym bełtem). Napisałem tych parę zdań a już czuję jak mi słoma z laczków wystaje. Miałem zawsze w dupie powód dla którego ludzie tak się zachowują, nie mój cyrk i nie moje małpy w końcu. Nie mam tego rodzaju kompleksów, znam swoją wartość i będąc nawet w samych gaciach i mieszkając pod mostem tez jestem w stanie zaimponować (proszę bez podtekstów;)). Bardzo trudno niektórym zrozumieć, że to co dla wielu jest koniecznością dla mnie jest tylko wyborem. Jak już napisałem nie obchodzą mnie osobowości w typie Krysi i jej białych kozaczków. Nie interesuje mnie wysłuchiwanie monologów w rodzaju:
„Oja pier...olę, jaki konik !!!
O ja pier...olę jaki pierścioneczek!!!
O ja pier...olę jaka ja zajebista jestem!!!!”
Gorzej niestety jest gdy taki typ materialnej egzaltacji nadepnie mi na odcisk jakimś swoim żenującym wywodem lub oceną innych. Niestety zawsze tak się zdarza, że kto im głupszy tym więcej ma do powiedzenia (spójrzmy choćby na polityków naszych). Uważam, że ludzie się nie zmieniają a jedynie okoliczności w jakich się znajdują. Natomiast uderzanie sodówy do łba to zupełnie inna kategoria. Nie oceniam ludzi, przyjmuję ich takimi jakimi są. Albo ich akceptuję albo nie. Natomiast leczenie własnych kompleksów, słabości, nieszczęśliwości w życiu poprzez obrażanie innych, jest dla mnie zwyczajnym chamstwem. A jak wiadomo „w życiu chamstwu należy przeciwstawić się siłom i godnościom osobistom”. Na koniec mam powiastkę żartobliwą zasłyszaną kiedyś, gdzieś. Ku przestrodze wszystkim egzaltowanym materialnie.
Pewna hrabina miała naprawdę wypasioną chatę. Wypasione miała korytarze i schody. Wypasionych kilkanaście salonów, kilkanaście sypialni i kilkanaście łazienek na każdym piętrze. A w każdej łazience niezwykle piękną i drogą kolekcję nocników. Były nocniki kryształowe, złote, diamentowe, z kości słoniowej i wiele innych wykonanych z niezwykle cennych materiałów i kruszców. A jak przyszło co do czego, to Pani Hrabina zesrała się na schodach. Ups;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)