czwartek, 25 listopada 2010

Tęsknię...


Wieczorami maluję (patrz obrazek). Nakładam farbę i tęsknotę na serce. I plany snują się w myślach. Fajnie byłoby, słodko byłoby, na swoim miejscu byłoby, normalnie byłoby. I to „byłoby” dźwięczy w głowie i chce być już, teraz, nagle. Więc każdego dnia pożera mnie żal i tęsknota, że jeszcze nie teraz, że za chwilkę, za moment, że już niedługo. I tylko pewność koi serce, że to „byłoby” w końcu będzie.

---
Gdybym miał władzę nad słowami
gdyby słowa mnie słuchały
Może potrafiłbym powiedzieć Ci
jak bardzo
jak mocno
jak słodko

Ale słowa nieznośne
kryją się za zakrętem mego serca
I tylko słyszę śmiech dźwięczny - daleki

Nie słowami Ci powiem -
lecz pieszczotą
dotykiem rąk
zapachem
gestem

(wiersz Agnieszki Pietryji)

wtorek, 23 listopada 2010

Perły ze sterty. 6.

Za oknem dzisiaj padały wielkie płatki śniegu. Zima coraz bliżej. Dlatego zapraszam wszystkich do obejrzenia horroru w scenerii norweskich gór i przepięknej zimy. Mam na myśli film „Dead Snow”, który tak naprawdę horrorem nie jest a jedynie (na całe szczęście) pastiszem zachodnich horrorów. Nie darzę uwielbieniem horrorów, śmieszą mnie po prostu. Dlatego robienie sobie jaj z tego gatunku filmowego bardzo mnie ucieszyło. Drugi powód do zadowolenia jest taki, że mamy tu do czynienia z humorem norweskim a nie totalnie głupkowatym hollywodzkim. Chociaż nadmienić muszę, że humor norweski też chwilami do najmądrzejszych nie należy. Bo mamy tu oddział hitlerowców w roli żywych trupów, dyndanie nad przepaścią na jelicie grubym, stosy miażdżonych głów, wyrywanie członków, rąbanie siekierą i cięcie piłą łańcuchową. Czyli wszystko to co w prawdziwym hollywodzkim horrorze powinno być. Nadmienię tylko, że muzyka w filmie bardzo mi się podobała. Nie mogę natomiast polecić tego filmu, bo odbiór zależy od indywidualnych preferencji. Dla niektórych będzie to źródło dobrej rozrywki dla innych nudna rzeźnia. Ja jednak i mimo wszystko kupiłem ten norweski humor i oceniam na plus. Najlepiej oglądać go w większym gronie wariatów lubiących krwiste wygłupy;)

niedziela, 21 listopada 2010

Egzaltacja materialna.


(z góry przepraszam za wyrazy brzydkie)
Niestety nie zostałem terrorystą. Górę wzięła moja polska natura. Patrząc w lustro powiedziałem do siebie: „A pier...olę, nie chce mi się.” Cóż, może do następnych wyborów poczekam.
Dzisiaj chciałem napisać o innym zjawisku, które mnie o dziwo nie wkurwia a wywołuje raczej uśmiech politowania, o czymś co wraz z kumplami mieszczuchami nazywamy elegancko „wieś do miasta przyjechała.”
Gdy dziecku kupi się jego wymarzoną, wypasioną zabawkę, to dzieciak z reguły leci na podwórko pochwalić się kolegom. To jest typowe i normalne dla wieku dziecięcego, gdy trudniej jest zaimponować innym czymś więcej, niźli tylko materialnymi aspektami naszego życia. Niestety gorzej jest gdy to, co typowe dla dzieci, robią dorośli, wydawałoby się w pełni ukształtowani osobowościowo ludzie. Bo jak wytłumaczyć takie zachowania? Kupiłem zajebistą furę więc obowiązkowo przejadę przez środek wsi, a niech się napatrzą; albo jeszcze lepiej zajadę pod kościół na mszę o 12.00 bo tam najwięcej ludzi zawsze, a niech plotkują;. A gdy kupię w ch... drogie futro przejdę kilka razy głównym pasażem największej galerii handlowej, niech mi zazdraszczają; a w knajpie to mordę zalewam zawsze najdroższą whisky na półce (i nie ważne że efekt jest taki sam jak tego zalanego gościa obok najtańszym bełtem). Napisałem tych parę zdań a już czuję jak mi słoma z laczków wystaje. Miałem zawsze w dupie powód dla którego ludzie tak się zachowują, nie mój cyrk i nie moje małpy w końcu. Nie mam tego rodzaju kompleksów, znam swoją wartość i będąc nawet w samych gaciach i mieszkając pod mostem tez jestem w stanie zaimponować (proszę bez podtekstów;)). Bardzo trudno niektórym zrozumieć, że to co dla wielu jest koniecznością dla mnie jest tylko wyborem. Jak już napisałem nie obchodzą mnie osobowości w typie Krysi i jej białych kozaczków. Nie interesuje mnie wysłuchiwanie monologów w rodzaju:
„Oja pier...olę, jaki konik !!!
O ja pier...olę jaki pierścioneczek!!!
O ja pier...olę jaka ja zajebista jestem!!!!”
Gorzej niestety jest gdy taki typ materialnej egzaltacji nadepnie mi na odcisk jakimś swoim żenującym wywodem lub oceną innych. Niestety zawsze tak się zdarza, że kto im głupszy tym więcej ma do powiedzenia (spójrzmy choćby na polityków naszych). Uważam, że ludzie się nie zmieniają a jedynie okoliczności w jakich się znajdują. Natomiast uderzanie sodówy do łba to zupełnie inna kategoria. Nie oceniam ludzi, przyjmuję ich takimi jakimi są. Albo ich akceptuję albo nie. Natomiast leczenie własnych kompleksów, słabości, nieszczęśliwości w życiu poprzez obrażanie innych, jest dla mnie zwyczajnym chamstwem. A jak wiadomo „w życiu chamstwu należy przeciwstawić się siłom i godnościom osobistom”. Na koniec mam powiastkę żartobliwą zasłyszaną kiedyś, gdzieś. Ku przestrodze wszystkim egzaltowanym materialnie.
Pewna hrabina miała naprawdę wypasioną chatę. Wypasione miała korytarze i schody. Wypasionych kilkanaście salonów, kilkanaście sypialni i kilkanaście łazienek na każdym piętrze. A w każdej łazience niezwykle piękną i drogą kolekcję nocników. Były nocniki kryształowe, złote, diamentowe, z kości słoniowej i wiele innych wykonanych z niezwykle cennych materiałów i kruszców. A jak przyszło co do czego, to Pani Hrabina zesrała się na schodach. Ups;)

sobota, 20 listopada 2010

Permanentna irytacja.

Wymyśliłem sobie, że dzisiaj tak ładną sobotę poświęcę na malowanie obrazka. Niestety od samego rana zaczęła dopadać mnie coraz większa irytacja. Wkurw normalnie.
Obudził mnie jak zwykle odgłos składania kanapy u sąsiada wyżej. Nic to, powinienem się już przyzwyczaić. Potem za oknem zaczęły zjeżdżać się samochody panów budowlańców, którzy układają przedwyborcze chodniki pod blokiem. Łatwo poznać samochody panów budowlańców po charakterystycznym BUMC!! BUMC!! BUMC!! BUMC!! BUMC!! Od tego momentu moja irytacja już tylko się powiększała.
  1. Podliczyłem, że w tym miesiącu wydałem na paliwo tyle, że aż trudno mi do tej pory w to uwierzyć.
  2. Cały dzień nie miałem neta w kablu.
  3. Sąsiad niżej wyszedł po zakupy, bo jego dzieciaczki urządziły sobie dyskotekę z charakterystycznym BUMC BUMC BUMC!!!! (dzieciaczki te mają powyżej 20 lat)
  4. Zabrakło mi żółtej farby.
  5. Sąsiad z boku zaczął wiercić ściany.
  6. Jakiś obcy zajął moje miejsce na parkingu.
  7. W radiu każą mi iść na wybory.
  8. Skończyła się moja ulubiona kawa.
  9. A najgorsze, że tęsknię do Mojej i trochę potrwa zanim do Niej pojadę.
  10. Ktoś palił jakimś gumowcem w piecu i smród wpadł mi do pokoju.
  11. I mnóstwo innych drobiazgów ale niezwykle irytujących o których nawet nie wspomnę, bo ten post już zaczyna mnie irytować.
Nie wiem co się jeszcze dzisiaj wydarzy a dnia jeszcze trochę zostało. Jeśli zostanę terrorystą i jutro wysadzę coś lub kogoś to pamiętajcie, że to przez permanentną irytację.

czwartek, 18 listopada 2010

Perły ze sterty. 5.

Liczyłem się z tym. Wiedziałem, że kiedyś to nastąpi. Obiecałem przecież, że będę recenzował każdy film jaki ślepy los wybierze z całej sterty płyt tudzież kaset. I moja splugawiona, niemoralna i bezpruderyjna ręka wyjęła film z „fikołkami”. No trudno, słowo się rzekło.
Kiedyś jakiś kabareciarz (chyba Piasecki) próbując tłumaczyć swojej latorośli skąd biorą się dzieci, użył przenośni piekarniczej. Otóż dzieci to taki chleb upieczony w piecu małżeństwa, hmmm. Więc i ja posłużę się tą przenośnią w tej krótkiej recenzji.
Film produkcji rosyjskiej, chociaż to bez znaczenia, bo dialogów nie ma prawie wcale. Miejsce akcji to pomieszczenia wyglądem przypominające bar dworcowy. Nie wiedzieć czemu w środku stały brzozy z zawieszonymi sztucznymi paprotkami. W oddali na ścianie widniał stary, metalowy, wrzutowy automat telefoniczny. Łezka zakręciła mi się w oku, bo już dawno takiego aparatu nie widziałem. I to niestety koniec moich wzruszeń podczas tego niezwykłego filmu ( a może strasznie zwykłego?). Głównym miejscem akcji okazał się duży drewniany stół z Ikei (no jak to w piekarni stół jest przecież nieodzowny). Bardzo szybko poznajemy parę głównych bohaterów, on – młody stażem Piekarczyk, ona – młoda Piekarka na dorobku. Potem jest bardzo typowo, czyli najpierw wyrabianie ciasta, potem zawijanie kajzerek i na koniec posypka z maku lub kminku jak kto woli.
Niestety w całym moim dorobku oglądactwa tak znudzonej pary Piekarzy nie widziałem w życiu. Piekarka z taką ślamazarnością wyrabiała ciasto, że zakalec murowany a do tego ubrana jedynie w skarpetki wyglądała jak sytuacja gospodarcza w Rosji.. Piekarczyk zawijał kajzerki jakby doskwierała mu rwa kulszowa lub całkowita dyskopatia kręgów. Zero gry aktorskiej, brak mimiki i innych zachowań charakterystycznych dla czynności pieczenia chleba. Film polecam jedynie wszystkim tym, którzy cierpią na bezsenność. Niestety nie wiem, czy z tego całego nieudolnego pieczenia wyszedł jakikolwiek chleb ponieważ zasnąłem. Ziieeeeew. Tytuł tych flaków z olejem „Russian girl gets a big creampie”. Ostrzegam, żeby omijać szerokim łukiem gdyby ktoś, gdzieś, kiedyś;)

poniedziałek, 15 listopada 2010

10 cm.


Dokładnie 9,68 cm unoszę się nad ziemią. I chociaż każdego dnia brakuje mi tego jedynego zapachu, dotyku, głosu, uśmiechu, to sama świadomość bliskości unosi mnie nad ziemią, daje ochotę do działania, obdarza poczuciem, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jestem po prostu szczęśliwy. :)


P.S.
Kilka słów w sprawie wyborów.
PiSowi opada, co cieszy. Niestety na PO też głosował nie będę, bo w większości kandydatami PO są członkowie PiS z poprzednich wyborów. Cóż, ważne przecież żeby do korytka się dorwać a przekonania można mieć jakie się chce. Na lewicę tez głosował nie będę (nad czym osobiście boleję), bo panowie wsławili się jak dotąd jedynie postawieniem wielkiego krzyża na komunalnym cmentarzu, który powinien mieć charakter wielowyznaniowy jeśli już. A że kandydatów niezależnych raczej nie ma, więc wybory chyba tez mam z głowy. Co mnie cieszy.

*fot. z netu.