Czuję się jak niedźwiedź wybudzony ze snu zimowego. Wygłodniały pisania, spróbuję nadrobić nieopisany czas. A działo się w tym okresie wiele.
Gdy smacznie spałem nad ziemię nadleciał deszcz meteorytów. To zaczęło rodzić różnorakie spekulacje. Dało się słyszeć głosy o rychłym końcu świata i o karze boskiej. Myślałem, że w człowieku zaszła, przez te wszystkie wieki, jakaś ewolucja w postrzeganiu zjawisk przyrodniczych. Och jakże się myliłem. Spora część społeczeństwa nadal wierzy, że zaćmienie słońca to Gniew Boży, a meteoryt to Jego kara. Dodając do tego news o abdykacji Papieża, trwoga się dopełniła.
A propos Papieża. Swego czasu miałem okazję studiować dokumenty, które stwarzał jeszcze jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary. De facto od lat 90-tych był autorem (a przynajmniej ich inicjatorem) encyklik ówczesnego Papieża. Z tego względu w 2005 roku byłem pewny, że zostanie Papieżem. W świetle tego co napisał, kardynał Ratzinger jawił mi się jako osoba niezłomnych poglądów. Dlatego uważam, że stan zdrowia byłby ostatnią przyczyną abdykacji Papieża. Natomiast utrata kontroli, poczucie uwikłania w ogromną patologię finansową i seksualną Kościoła, były główną i jedyną przyczyną rezygnacji z urzędu. Osobiście wcale mu się nie dziwię.
Muszę jeszcze coś napisać na temat powyższego rysunku. Otóż żarcik ten ukazał się parę dni temu na pewnej fejsbukowej antyklerykalnej stronie. Po pewnym czasie zauważyłem, że niejaki "wróż Bogdan" udostępnił ten rysunek z komentarzem jakiegoś fana antyklerykalnej stronki, na swojej osi czasu z tytułem "Przerażający osąd...". Zachodzę w głowę jaki rodzaj masochizmu pcha "wróża Bogdana" na strony o zupełnie mu obcym światopoglądzie i zmusza do wyrażania swojego "świętego" oburzenia. Poza tym, zastanawiam się, czy ktoś uświadomił żarliwego katolika "wróża Bogdana", że poprzez swoją profesję (wiara w karty, horoskopy, wahadełka i inne gusła) występuje przeciwko pierwszemu przykazaniu Dekalogu? Jak pisałem we wcześniejszym poście, nie jestem zaszczepiony przeciw głupocie, więc jeśli ktoś potrafi mi wytłumaczyć takie zjawisko jak "wróż bogdan", to będę wdzięczny.
Pragnę również poinformować, iż rozpoczął się trzeci sezon serialu pt. "Mała Madzia". W świetle tej sprawy mogę otwarcie stwierdzić, że dziennikarstwo sięgnęło dna. Czekam już tylko na moment kiedy to dno się urwie i spadnie poniżej jakiejkolwiek granicy.
Na koniec coś przyjemniejszego. Rozdano Oskary. Zaskoczeń nie było. Zwycięska "Operacja Argo" jest filmem przyzwoitym. Czy zasługiwał na Oskara? Hm, mogło być gorzej. Żałuję jedynie, że Oskara za reżyserię nie dostał Tarantino. Jego "Django" naprawdę wyreżyserowany został w sposób perfekcyjny. Te wszystkie smaczki, podteksty, zabawy konwencją i granie na emocjach widza, według mnie zasługuje na Oskara.
piątek, 1 marca 2013
Mea Culpa.
Moja bardzo wielka wina. Przyznaję się do grzechu zaniedbania Bloga. W tym wypadku motywy nie mają znaczenia. Posypuję głowę popiołem i w pokorze oczekuję kary.
Na poczet tejże kary proszę uwzględnić następujące okoliczności:
Od trzech miesięcy nie widziałem słońca. Ostatni widok, jaki pamiętam zanim budowlańcy na okno zarzucili mi brudny i dziurawy brezent, był taki (patrz foto.)
Od trzech miesięcy, o 6:30 rano budzi mnie młotowiertara na przemian z krzykliwymi przekleństwami w.w. budowlańców.
Od trzech miesięcy pracuję mniej więcej po 14 godzin dziennie i jedyne o czym marzę, to żeby w końcu się wyspać.
I okoliczność najważniejsza. Od urodzenia mieszkam w kraju o nazwie Polska. Dodam, że nigdy nie szczepiłem się przeciwko głupocie.
P.s.
Obiecuję nadrobić swoje zaniedbania w tempie ekspresowym. :)
Na poczet tejże kary proszę uwzględnić następujące okoliczności:
Od trzech miesięcy nie widziałem słońca. Ostatni widok, jaki pamiętam zanim budowlańcy na okno zarzucili mi brudny i dziurawy brezent, był taki (patrz foto.)
Od trzech miesięcy, o 6:30 rano budzi mnie młotowiertara na przemian z krzykliwymi przekleństwami w.w. budowlańców.
Od trzech miesięcy pracuję mniej więcej po 14 godzin dziennie i jedyne o czym marzę, to żeby w końcu się wyspać.
I okoliczność najważniejsza. Od urodzenia mieszkam w kraju o nazwie Polska. Dodam, że nigdy nie szczepiłem się przeciwko głupocie.
P.s.
Obiecuję nadrobić swoje zaniedbania w tempie ekspresowym. :)
czwartek, 14 lutego 2013
Tak trochę prywatnie.
Nawet najmądrzejsze słowa wypowiedziane bez wiary, emocji i uczuć są nic nie warte. Tak samo w drugą stronę. Najbardziej banalne słowa wymawiane z prawdziwym uczuciem i wiarą stają się najważniejsze. Dlatego w ten skomercjalizowany dzień Walentego, pragnę przekazać Swojej te banalne słowa, przybrane jednakowoż w najprawdziwsze emocje i najszczersze uczucia:
- Kocham Cię.
Piosenkę dedykuję wszystkim którzy kochają kochać:)
niedziela, 27 stycznia 2013
W związku ze związkiem.
Dzięki ostatniej debacie sejmowej dowiedziałem się, że jestem w jałowym związku gejowskim. Moja po namyśle powiedziała, że w sumie może być gejem, bo przecież w końcu jest z facetem. Kierując się analogią ja zostałem lesbijką.
Taliban pisowski i gowinowski nie zauważył zupełnie, że związki partnerskie istnieją również wśród heteroseksualnych. Poza tym jeśli para nie planuje się rozmnażać na chwałę III RP to wcale nie musi być homoseksualna do cholery. Nigdy nie pojmę zawiłości podążania myśli w mózgach nawiedzonych prawicowców. Ale co tam, szkoda czasu na drobiazgi.
Myślę sobie, że ta cała debata o związkach partnerskich służyła jedynie jako zasłona do cichego przepchnięcia funduszu kościelnego. Po szumnych zapowiedziach i obiecankach, jak zwykle rząd i PO dało dupy całemu episkopatowi, jednocześnie robiąc wała z wyborców.
sobota, 19 stycznia 2013
Zabójcze cechy narodowe.
Odnoszę wrażenie, że nasze cechy narodowe są dla nas zabójcze. Dzięki nim regularnie robimy sobie bolesne auć. Przykładów jest aż nadto. Choćby nasze liczne "Powstania" do których porywał nas wrodzony romantyzm a nie racjonalny ogląd sytuacji. To swojskie irracjonalne postrzeganie rzeczywistości przetrwało do dzisiaj i rozkwita na każdym kroku.
Kilka dni temu sąd orzekł, że jeśli coś wisi (niezgodnie z prawem zresztą) od 16 lat i nikomu nie przeszkadzało, to niech ci którym teraz przeszkadza, cmokną się w lewy półdupek.
Głośno ostatnio też zrobiło się wokół fotoradarów. Osobiście uważam, że każde restrykcje w stosunku do chamstwa na drogach są godne poparcia. Oczywiście to, co nazwałem chamstwem na drogach, wynika z naszej wrodzonej fantazji ułańskiej. Wszakże irracjonalność pociąga za sobą fantazję (niestety). Przy okazji licznych dyskusji wokół tematu, wyszła na jaw nasza kolejna bolesna cecha narodowa, nasze przeświadczenie, że na wszystkim znamy się najlepiej. Każdy zna się na zasadności stawiania znaków drogowych i na istocie bezpiecznej jazdy. Jesteśmy ekspertami od szybkiej jazdy i budowy podłoża jezdnego. W tym przeświadczeniu, że "wiemy najlepiej", ginie każdego dnia kilku rodaków w wypadkach drogowych.
Na koniec chciałem się Was zapytać. Może ktoś wie. Skąd się wzięła do cholery (i czy nie jest zaraźliwa) moda/choroba (niepotrzebne skreślić), że większość kobiet (od gimbusów po paniusie dojrzałe) noszą torebki na przedramieniu. Ach, żeby tylko torebki, ale torbiszcza a niejednokrotnie razem z kilkoma reklamówkami. I majta się to na lewo i prawo, obijając przechodniów dookoła. Wygląda to komicznie i niechlujnie zarazem.
C.d.n.
niedziela, 13 stycznia 2013
Django.
Czekałem czekałem i się doczekałem. Nie będę się rozpisywał. Każdy kto lubi filmy Tarantino dobrze wie, czego się spodziewać. W tej mierze "Django" absolutnie nie zawiedzie. Jest śmiesznie, strasznie, krwawo i mądrze. Jak dla mnie film świetny. Nawet nie przeszkadza, że film trwa blisko trzy godziny. Polecam!
niedziela, 6 stycznia 2013
Podsumowania.
Nie chodzi o to, że nie miałem czasu pisać na blogu. Nie miałem po prostu natchnienia, chwili skupienia i zastanowienia się. Bynajmniej nie udzieliła mi się gorączka przedświąteczna, a raczej dopadła mnie gorączka obserwacji tej całej zadymy wokół świąt. Z każdym rokiem obserwuję coraz większy festiwal kiczu świątecznego. Czysty kicz w formie i treści zastępuje istotę świąt. I nie mam na myśli wymiaru religijnego (ten zagubił się już dawno) ale czysto ludzkiego, tradycyjnego i rodzinnego. Kicz podsycany dodatkowo w telewizorni dopasowuje się idealnie w gusta społecznej większości. W zasadzie powinienem mieć to gdzieś, w końcu mam swoją tradycję świąteczną, którą próbuję utrzymywać na przekór modom, obniżkom sklepowym, reklamom i wyprzedażom chińszczyzny. Tymczasem człowiek, jako zwierzę stadne lubi mieć choć poczucie wspólnoty z resztą swojego gatunku, chociażby w tak prostej sprawie jak święta właśnie. Niestety moja ewolucja wyalienowała mnie z tej wspaniałej większości. Ani się nie upodliłem literkiem wódy, ani w wigilię nie odpaliłem pod oknami sylwestrowej petardy, a zamiast kolęd nie uraczyłem sąsiadów hitem "Gungam style". Zrzędliwy się robię na starość.
Święta minęły przyjemnie, niestety nazbyt szybko. Potem przemknął Sylwester w rytmie kubańskich rytmów lat 50-tych i obudziłem się w Nowym Roku. Obserwując przemierzające miasto orszaki głupoty dzisiejszego święta pomyślałem o tym co dobre było w roku minionym. Żeby nie utonąć w malkontenctwie, i rozprzestrzeniającej się po kraju, szybciej niż grypa, głupocie, takie pozytywne podsumowanie jest mi coraz częściej potrzebne.
W roku 2012 na listę przebojów do pierwszej trójki awansowały:
na miejscu trzecim - coraz bardziej klarowna i lepsza sytuacja zawodowa; praca uzyskała kierunek, rozwój i obiecujące plany finansowe;
na miejscu drugim - moja pierwsza podróż na wschód; oczarowały mnie tamtejsze widoki, zapachy i smaki;
na miejscu pierwszym i wciąż power play na mojej liście - wspólne mieszkanie i życie se Swoją; obrastamy coraz bardziej w domowe sprzęty, obowiązki i radości; i jest nam z tym wszystkim, a co najważniejsze, ze sobą, dobrze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)