środa, 18 stycznia 2012

Niech ktoś Prezesa ściągnie na ziemię!




Prezes wlazł na brzozę (smoleńską rzecz jasna). Siedzi i odmienia przez przypadki wyrażenie: "katastrofa smoleńska". Wkurza się za każdym razem, gdy wydaje mu się, że przypadków jest zbyt mało. Tupie wtedy krótką nóżką o wątłe gałązki  strząsając na ziemię drobne listki brzozowe.
Licznie zebrani dziennikarze łapią te listki i robią z nich wielobarwne pióropusze. Potem te pióropusze sprzedają w telewizji.
O dzięki Ci wielki Manitou, że nie posiadam telewizorka!!!
Prezes wlazł na brzozę i nie zejdzie tak szybko, prędzej "Moda na sukces" się skończy. Dlatego mam prośbę. Jeśli ktoś posiada drabinę to niech ściągnie Prezesa. Dla świętego spokoju. Aha, oprócz drabiny i kaftanik trzeba mieć. Ot tak, dla bezpieczeństwa pana Prezesa.

niedziela, 15 stycznia 2012

Zima.




Nie wiadomo po co, ale tradycji stało się zadość i pojawiła się zima. Na osiedlu śnieżek przykrył wszystkie psie kupki. Moja jest dzisiaj w pracy, więc ja po cichutku zmieniłem się w "Marysię" czyli tzw. kurę domową. Ugotowałem pyszną pomidorową, posprzątałem mieszkanko i piję kawę wyglądając przez okno. Za oknem  wieżowce pocięte w kostkę zakratowanymi balkonami. Przypomina to trochę fermę królików. W każdej kostce ludzie i ich cały mały  świat upstrzony mebelkami, firankami, antenami, telewizorkami. Czasem dopada mnie klaustrofobia i uciekam wtedy za miasto odetchnąć na chwilę przestrzenią, ciszą i spokojem. Wyciszenie jest lekarstwem na opryskliwe baby w sklepie, na chama sąsiada, na strajki lekarzy, na robienie mnie w ch..a przez urzędników,  na niestabilność emocjonalną prokuratorów wojskowych, na małe świństewka i wielkie draństwa.   Jednym słowem na to wszystko, co we łbie się nie mieści, a co dotyka mnie każdego dnia.
W wynajętym mieszkanku z zakratowanym balkonem, z każdym łykiem kawy oddalam się od tego miejsca.
A gdy Moja wróci z pracy, wieczorem napijemy się jeżynowo-miętowej nalewki i posłuchamy Zaciera, żeby nabrać odpowiedniego dystansu na cały tydzień.

piątek, 13 stycznia 2012

Panie reżyserzu, panie reżyserzu.




Z powodu, że pogodzie się ostatnio nie pogodzi, zrobiliśmy sobie (ja i Moja) festiwal filmowy. Jak się z czasem okazało, naszą ulubioną zabawą podczas gapienia się na film, jest zabawa pod wszystko mówiącym tytułem: "Kto by grał w tym filmie, gdyby to był film polski ". Nie muszę dodawać, że mało które filmy (choćby role trzecioplanowe) obyły się bez Szyca, Karolaka i Adamczyka. Ponadto, podziwiając także zeszłoroczne polskie produkcje filmowe, utwierdziliśmy się jedynie w przekonaniu, że każdy polski film to dramat.  Aby więc, nie zagubić się, zaczęliśmy rozróżniać poszczególne dramaty. I tak dla przykładu: "Los numeros" - film polski, dramat masakra, "Jak się pozbyć cellulitu" - film polski, dramat totalna masakra, "1920 Bitwa warszawska" - film polski, dramat w 3d... , itd.  Co jak co, ale nasza kinematografia jest najbliżej tegorocznego końca świata.

Pospolite ruszenie.




Kreatywne myślenie zawdzięczam komunie. Brak sznurka do snopowiązałek, papieru toaletowego czy innych tego typu towarów luksusowych zmuszał mnie do wymyślania w to miejsce zastępczych rozwiązań racjonalizatorskich. Mniej lub bardziej udanych. Na podwórku z kumplami wytwarzaliśmy własne zabawki, wymyślaliśmy własne gry. Wielka jedna prowizorka, która co roku w wakacje tworzyła nam naprawdę kolorowy świat. Niepowtarzalny, wyjątkowy i naprawdę tylko nasz.
Na początku lat 90-tych gdy zaczęliśmy buntowniczo konstatować rzeczywistość organizowaliśmy happeningi, drukowaliśmy gazetki i wiele innych wymagających pracy, myślenia i pomysłu, rzeczy. Znowu jakiś nieznany impuls, spontan, wariacka idea, czy chęć zrobienia czegoś nieszablonowego, wyjętego z ram, opanowywała nasze umysły. Robiliśmy to dla siebie, dla innych, żeby pokazać różnorodność w odbieraniu rzeczywistości i żeby się wyróżnić, żeby było bardziej kolorowo.
W taki sposób odbierałem pierwszy W.O.Ś.P. Wariacki pomysł, który rozpalił tysiące ludzi, swoją spontanicznością, kolorem, zapałem, czymś nowym.
I nastał dzień kiedy przyszła komercja. I pożarła nas. I nie trzeba już myśleć, wystarczy mieć pieniądze. Wystarczy zapłacić, żeby były kolorowe jarmarki, żeby muzyczka grała z przytupem i wesołość ogólna na lud spłynęła. Jak na odpuście w Proszowicach gdy ktoś pierdnie wesołość wśród gawiedzi wywoła.
 I tak odbieram W.O.Ś.P. dzisiaj po tych 20 latach grania.

piątek, 6 stycznia 2012

Apokalipsa.



Dzisiaj przed 17.00 w okolicach Kalisza i Jarocina nastąpiło niegroźne trzęsienie ziemi. Niektórzy uważają, że to początek długo oczekiwanej apokalipsy. Trzęsienie zbiegło się w czasie z moim przyjazdem do Kalisza. Stąd moje nieśmiałe przypuszczenie. Otóż, dzisiaj trochę spacerowałem po mieście, a że po świątecznym obżarstwie przybyło mi parę kilogramów, to myślę, że to całe trzęsienie od mojego tupania się wzięło. Dlatego postanawiam dietę cud wprowadzić w życie natychmiast, żeby tej światowej apokalipsy przyczynkiem się nie stać.  A teraz idę na paluszkach nad Prosnę fali tsunami wypatrywać.

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Opadam.




Wiecie jak to jest, kiedy z balonika wypuści się gwałtownie powietrze. Najpierw zapieprza po suficie, ścianach, zasłonach, by w końcu sflaczały opaść na podłogę. Ja tak właśnie opadam ogarnięty niemocą ogólną. Ziewam przeokropnie, łeb napieprza za każdym razem z innej strony, oczy łzawią i palce opadają z hukiem na klawiaturę. Moja, w podobnym stanie, zamruczała coś o szoku poświątecznym i zamotała się bardziej w kocyk. Ja się też zamotam. Jeszcze ostatnim tchnieniem wydalam postanowienie noworoczne, że od jutra będzie żwawiej i energetycznie bardziej. Od jutra.

niedziela, 1 stycznia 2012

Wciąż to samo.

Ktoś mądry powiedział, że należy uczyć się na własnych błędach. A tymczasem jak grochem o ścianę. Znowu mamy nowy rok.
W tym przypadku nowe nie oznacza wcale lepsze. Cieszyłbym się jeśli ten rok będzie przynajmniej inny. Może trochę mądrzejszy. Niestety, to nie zależy od daty którą tak hałaśliwie i po pijaku większość z nas witała, ale od nas samych. Dlatego życzę Nam w 2012 odrobinę mądrości na co dzień.





No i oczywiście odrobiny humoru.