piątek, 13 stycznia 2012
Panie reżyserzu, panie reżyserzu.
Z powodu, że pogodzie się ostatnio nie pogodzi, zrobiliśmy sobie (ja i Moja) festiwal filmowy. Jak się z czasem okazało, naszą ulubioną zabawą podczas gapienia się na film, jest zabawa pod wszystko mówiącym tytułem: "Kto by grał w tym filmie, gdyby to był film polski ". Nie muszę dodawać, że mało które filmy (choćby role trzecioplanowe) obyły się bez Szyca, Karolaka i Adamczyka. Ponadto, podziwiając także zeszłoroczne polskie produkcje filmowe, utwierdziliśmy się jedynie w przekonaniu, że każdy polski film to dramat. Aby więc, nie zagubić się, zaczęliśmy rozróżniać poszczególne dramaty. I tak dla przykładu: "Los numeros" - film polski, dramat masakra, "Jak się pozbyć cellulitu" - film polski, dramat totalna masakra, "1920 Bitwa warszawska" - film polski, dramat w 3d... , itd. Co jak co, ale nasza kinematografia jest najbliżej tegorocznego końca świata.
Pospolite ruszenie.
Kreatywne myślenie zawdzięczam komunie. Brak sznurka do snopowiązałek, papieru toaletowego czy innych tego typu towarów luksusowych zmuszał mnie do wymyślania w to miejsce zastępczych rozwiązań racjonalizatorskich. Mniej lub bardziej udanych. Na podwórku z kumplami wytwarzaliśmy własne zabawki, wymyślaliśmy własne gry. Wielka jedna prowizorka, która co roku w wakacje tworzyła nam naprawdę kolorowy świat. Niepowtarzalny, wyjątkowy i naprawdę tylko nasz.
Na początku lat 90-tych gdy zaczęliśmy buntowniczo konstatować rzeczywistość organizowaliśmy happeningi, drukowaliśmy gazetki i wiele innych wymagających pracy, myślenia i pomysłu, rzeczy. Znowu jakiś nieznany impuls, spontan, wariacka idea, czy chęć zrobienia czegoś nieszablonowego, wyjętego z ram, opanowywała nasze umysły. Robiliśmy to dla siebie, dla innych, żeby pokazać różnorodność w odbieraniu rzeczywistości i żeby się wyróżnić, żeby było bardziej kolorowo.
W taki sposób odbierałem pierwszy W.O.Ś.P. Wariacki pomysł, który rozpalił tysiące ludzi, swoją spontanicznością, kolorem, zapałem, czymś nowym.
I nastał dzień kiedy przyszła komercja. I pożarła nas. I nie trzeba już myśleć, wystarczy mieć pieniądze. Wystarczy zapłacić, żeby były kolorowe jarmarki, żeby muzyczka grała z przytupem i wesołość ogólna na lud spłynęła. Jak na odpuście w Proszowicach gdy ktoś pierdnie wesołość wśród gawiedzi wywoła.
I tak odbieram W.O.Ś.P. dzisiaj po tych 20 latach grania.
piątek, 6 stycznia 2012
Apokalipsa.
Dzisiaj przed 17.00 w okolicach Kalisza i Jarocina nastąpiło niegroźne trzęsienie ziemi. Niektórzy uważają, że to początek długo oczekiwanej apokalipsy. Trzęsienie zbiegło się w czasie z moim przyjazdem do Kalisza. Stąd moje nieśmiałe przypuszczenie. Otóż, dzisiaj trochę spacerowałem po mieście, a że po świątecznym obżarstwie przybyło mi parę kilogramów, to myślę, że to całe trzęsienie od mojego tupania się wzięło. Dlatego postanawiam dietę cud wprowadzić w życie natychmiast, żeby tej światowej apokalipsy przyczynkiem się nie stać. A teraz idę na paluszkach nad Prosnę fali tsunami wypatrywać.
poniedziałek, 2 stycznia 2012
Opadam.
Wiecie jak to jest, kiedy z balonika wypuści się gwałtownie powietrze. Najpierw zapieprza po suficie, ścianach, zasłonach, by w końcu sflaczały opaść na podłogę. Ja tak właśnie opadam ogarnięty niemocą ogólną. Ziewam przeokropnie, łeb napieprza za każdym razem z innej strony, oczy łzawią i palce opadają z hukiem na klawiaturę. Moja, w podobnym stanie, zamruczała coś o szoku poświątecznym i zamotała się bardziej w kocyk. Ja się też zamotam. Jeszcze ostatnim tchnieniem wydalam postanowienie noworoczne, że od jutra będzie żwawiej i energetycznie bardziej. Od jutra.
niedziela, 1 stycznia 2012
Wciąż to samo.
Ktoś mądry powiedział, że należy uczyć się na własnych błędach. A tymczasem jak grochem o ścianę. Znowu mamy nowy rok.
W tym przypadku nowe nie oznacza wcale lepsze. Cieszyłbym się jeśli ten rok będzie przynajmniej inny. Może trochę mądrzejszy. Niestety, to nie zależy od daty którą tak hałaśliwie i po pijaku większość z nas witała, ale od nas samych. Dlatego życzę Nam w 2012 odrobinę mądrości na co dzień.
No i oczywiście odrobiny humoru.
W tym przypadku nowe nie oznacza wcale lepsze. Cieszyłbym się jeśli ten rok będzie przynajmniej inny. Może trochę mądrzejszy. Niestety, to nie zależy od daty którą tak hałaśliwie i po pijaku większość z nas witała, ale od nas samych. Dlatego życzę Nam w 2012 odrobinę mądrości na co dzień.
No i oczywiście odrobiny humoru.
sobota, 24 grudnia 2011
Wesołych świąt.
Ostatnio zaniedbuję tego bloga dlatego tym bardziej życzę tym wszystkim, ktòrzy jednak czasem tu zaglądają Wesołych, spokojnych i ciepłych Świąt. :))))))
wtorek, 6 grudnia 2011
Ho Ho Ho!
Przeprowadzka zakończyła się pomyślnie. Teraz ze Swoją przyzwyczajamy się do nowego miejsca. Z uwagi na to, że nasze mieszkanko delikatnie mówiąc posiada deficyt mebli, dzisiaj wybrałem się w poszukiwaniu niedrogich mebelków (konkretnie jakiegoś regału i stoliczka). Traf chciał ( w tym przypadku raczej pech), że na osiedlu właśnie dzisiaj otwierali nową galerię handlową. Promocje z tej okazji wywołują kompletne zdziczenie szanownych kupujących. Starsze i kulejące babcie zamieniają się w krwiożercze sprinterki. Z lekkością przeskakują regały, niczym w filmie promującym Warszawę, żeby tylko wyszarpać o 20% tańszą chińską kołderkę. Dobrotliwi dziadunie łokciami łamią szczęki i żebra innym dobrotliwym dziaduniom, aby dorwać tańszy kocyk. Darmowa gorąca kawa oferowana przez hostessy, znika w zastraszającym tempie w otworach gębowych babć i dziaduń wraz z plastikowymi kubkami i mieszadełkami. I kiedy wydawało mi się, że to kulminacja tego swoistego armagedonu, wtedy nagle zgasło światło w całej nowiuśkiej galerii handlowej. Cała tłuszcza ciągnąc za sobą materace, kołdry, krzesła i cholera wie co jeszcze rzuciła się po omacku do wyjścia. Drogę zagrodzili im brzuchaci ochroniarze. Ich brzuchy zamieniły się w czujniki. Każdy wychodzący musiał się o nie otrzeć. Jeśli brzuch nie zapikał, można było wyjść bezpiecznie. Udało mi się. Stojąc na zewnątrz odetchnąłem z ulgą. Wtem za plecami usłyszałem głośne i charakterystyczne "Ho Ho Ho!!!!". To ubogi krewny Mikołaja zza wielkiej wody szczerzył do mnie swe braki w uzębieniu. "Jaki ma pan długi paragon?" - rzucił pytaniem w moją stronę." A co Cię to obchodzi bezczelny pajacu ze sztuczną brodą?" - zapytałem w duchu. "Jeśli ma pan długi paragon, to dostanie pan prezent" - wyjaśnił mikołajowy przebieraniec. Machnąłem tylko ręką i poszedłem w swoją stronę, byle dalej od tego miejsca.
Prawdę mówiąc nie odezwałem się z przyczyn technicznych. Zaraz po otarciu się o brzuchy ochroniarzy zaatakowała mnie Mikołajka w bardzo kusej spódniczce częstując cuksem typu krówka. Jako, że łasuchem jestem okropnym jeśli chodzi zwłaszcza o krówki, tako więc pożarłem cukierasa zaklejając sobie szczęki prawie zupełnie. Bo była to prawdziwa krówka ciąąąąąąguuuuuutka.
Prawdę mówiąc nie odezwałem się z przyczyn technicznych. Zaraz po otarciu się o brzuchy ochroniarzy zaatakowała mnie Mikołajka w bardzo kusej spódniczce częstując cuksem typu krówka. Jako, że łasuchem jestem okropnym jeśli chodzi zwłaszcza o krówki, tako więc pożarłem cukierasa zaklejając sobie szczęki prawie zupełnie. Bo była to prawdziwa krówka ciąąąąąąguuuuuutka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)