niedziela, 27 kwietnia 2014

Ziuuuu...

                           Ojej, myślałem, że nie dam rady. Minęło ponad sześć miesięcy. Niewyobrażalnie szybko.
A jednak zebrałem się w sobie i piszę. Szczerze mówiąc, to chyba pierwszy dzień w ciągu tych sześciu miesięcy, kiedy mam czas, aby zebrać się w sobie, pomyśleć, zorganizować i odpocząć.
Przez ten czas zupełnie nieoczekiwanie minęła zima i święta minęły niezauważalnie. W tle snuły się najważniejsze dla kraju tematy. Gender, pedofil, Smoleńsk, wojna, wybory, kanonizacja. Już dawno zauważyłem, że sprawy, które dla kraju są najważniejsze, dla mnie takimi są coraz mniej. Jakby bardziej mijam się ze swoim krajem.
Człowiek lubi mieć odniesienie.
Urodziłem się i mieszkałem niespełna 20 lat w małym miasteczku, z którym od początku nie czułem się związany emocjonalnie. Potem studia i życie na walizkach w miastach dla mnie obojętnych. W końcu przeprowadziłem się do miasta, z którego wywodzą się moi przodkowie, ale i tu jestem ciągle obcy. Ten brak tożsamości związanej z miejscem bycia, nauczył mnie budowania odniesienia, nie w oparciu o ulice, domy, łąki, lasy, lecz w oparciu o ludzi. To ludzie budują moją tożsamość. Ludzie ciekawi, mądrzy, nieszablonowi, wyjątkowi. Nie jestem patriotą w stosunku do symboli, urzędów, celebracji, obchodów i patetycznego uprawiania polityki, lecz tylko i wyłącznie w stosunku do ludzi.
Człowiek zawsze był i jest moim odniesieniem.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz