niedziela, 6 stycznia 2013

Podsumowania.

 
Nie chodzi o to, że nie miałem czasu pisać na blogu. Nie miałem po prostu natchnienia, chwili skupienia i zastanowienia się. Bynajmniej nie udzieliła mi się gorączka przedświąteczna, a raczej dopadła mnie gorączka obserwacji tej całej zadymy wokół świąt. Z każdym rokiem obserwuję coraz większy festiwal kiczu świątecznego. Czysty kicz w formie i treści zastępuje istotę świąt. I nie mam na myśli wymiaru religijnego (ten zagubił się już dawno) ale czysto ludzkiego, tradycyjnego i rodzinnego. Kicz podsycany dodatkowo w telewizorni dopasowuje się idealnie w gusta społecznej większości. W zasadzie powinienem mieć to gdzieś, w końcu mam swoją tradycję świąteczną, którą próbuję utrzymywać na przekór modom, obniżkom sklepowym, reklamom i wyprzedażom chińszczyzny. Tymczasem człowiek, jako zwierzę stadne lubi mieć choć poczucie wspólnoty z resztą swojego gatunku, chociażby w tak prostej sprawie jak święta właśnie. Niestety moja ewolucja wyalienowała mnie z tej wspaniałej większości. Ani się nie upodliłem literkiem wódy, ani w wigilię nie odpaliłem pod oknami sylwestrowej petardy, a zamiast kolęd nie uraczyłem sąsiadów hitem "Gungam style". Zrzędliwy się robię na starość.
Święta  minęły przyjemnie, niestety nazbyt szybko. Potem przemknął Sylwester w rytmie kubańskich rytmów lat 50-tych i obudziłem się w Nowym Roku. Obserwując przemierzające miasto orszaki głupoty dzisiejszego święta pomyślałem o tym co dobre było w roku minionym. Żeby nie utonąć w malkontenctwie, i rozprzestrzeniającej się po kraju, szybciej niż grypa, głupocie, takie pozytywne podsumowanie jest mi coraz częściej potrzebne.
W roku 2012 na listę przebojów do pierwszej trójki awansowały:
na miejscu trzecim - coraz bardziej klarowna i lepsza sytuacja zawodowa; praca uzyskała kierunek, rozwój i obiecujące plany finansowe;
na miejscu drugim - moja pierwsza podróż na wschód; oczarowały mnie tamtejsze widoki, zapachy i smaki;
na miejscu pierwszym i wciąż power play na mojej liście - wspólne mieszkanie i życie se Swoją; obrastamy coraz bardziej w domowe sprzęty, obowiązki i radości; i jest nam z tym wszystkim, a co najważniejsze, ze sobą, dobrze.




2 komentarze:

  1. Podsumowanie brzmi dobrze. Zwlaszcza to obrastanie- oby tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. ech... jakie ładne podsumowanie, zwłaszcza końcóweczka... rozczuliłeś moje serce :))))))))))
    na nowy rok pozostaje mi czegoś jeszcze życzyć?! może rosnącego brzucha?! nie koniecznie miałam na myśli Twojego!
    hihihihihihi :)

    OdpowiedzUsuń