wtorek, 28 lutego 2012

Oskarek.



Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał Oskarów. Niestety z całego menu oskarowego widziałem tylko dwa filmy. „Hugo i jego wynalazek” oraz „Służące”. Oba filmy dobre, świetnie się ogląda i co najważniejsze po wyjściu z kina ma się uczucie, że było się na kawałku dobrego kina. Jeśli chodzi o Meryl Streep, nie ulega wątpliwości, że jest świetną aktorką i potrafi zagrać wszystko w sposób mistrzowski. Martwi jedynie fakt, że na dzień dzisiejszy nie widać dla niej żadnej konkurencji.
My jak zwykle dopingowaliśmy naszemu kandydatowi na Oskara, choć wiadomo było, że finał będzie do przewidzenia. Prestiżowo wygraliśmy, bo aktor Więckiewicz mógł się przedstawić na czerwonym dywaniku. Nie chce mi się pisać o filmie Holland, więc odkładam go na półeczkę „filmy o holocauście” w dziale „trochę mniej przeciętne”.
Najciekawszą informacją jaką przeczytałem w związku z Oskarami, chociaż nie w ścisłym związku, była ta: „Powstający film o Lechu Wałęsie w reżyserii Andrzeja Wajdy być może będzie polskim kandydatem do przyszłorocznych Oscarów. – Chciałbym tego bardzo - powiedział w TVN24 minister kultury Bogdan Zdrojewski.”
Oczywiście, że tak ! Już dzisiaj ten film powinniśmy zgłosić do akademii oskarowej. Przecież u nas o tym, czy film jest wybitny i wartościowy, nie świadczy scenariusz, reżyseria, gra aktorska, montaż, zdjęcia czy muzyka ale przede wszystkim temat. Temat filmu u nas wciąż jest kluczem do sukcesu. Przecież każdy czołobitny film o papieżu – polaku jest dziełem wybitnym. Czasem gdy sobie pomyślę, jakie mógłby jeszcze zrobić komedie ś.p. Pan Bareja, to mnie już brzuch ze śmiechu boli.

niedziela, 26 lutego 2012

Wpis zrzędliwy.



Pewnikiem przez ten halny, co duje w górach, cosik jakbym nerwowy bardziej łostatnio, Hej! Moja nawet mówi, że zrzędliwy jestem przeokrutnie. No ale jak tu nie być, skoro nawet pogoda przeciw mnie. Wykorzystując to moje zrzędliwe wkurzenie, postanowiłem przeprowadzić socjologiczny eksperyment w pobliskim markecie. Eksperyment, który ma na celu zbadanie poziomu kultury, a może raczej zdziczenia, klientów sklepu. Postanowiłem, niby to przez przypadek, gapiostwo lub niezdarność a to blokować przejazd wózkiem, a to zwyczajnie nie umykać przed takimi rozpędzonymi wózkami innych klientów. Uzbrajając się w gapowatość, tudzież zwinność i gibkość „Ryśka z Klanu” (świeć Panie nad jego filmową duszą) wybrałem się na zakupy.
Przykłady.
Stojąc przy pierwszym regale z groszkiem konserwowym (porównując zieloność owego groszku na etykietkach) zauważyłem, że na cel wzięła mnie emerytka (sądząc po kulach, które woziła w swoim wózku także i rencistka). Emerytka z całym impetem wjechała w moje podudzia próbując w ten sposób zastosować klasyczne podcięcie. Na szczęście moje naturalne amortyzatory zadziałały i emerytka odbiła się ode mnie nieco gwałtownie. Myli się ten kto pomyśli, że spotkały mnie słowa przepraszające, czy jakiekolwiek słowa. Emerytka od razu ponowiła atak, tym razem wpychając wózek w szczelinę pomiędzy mną a jakąś babę w czarnym futrze. Widziałem jak baba w czarnym futrze potrącona wózkiem zanurkowała dość poważnie w bułkach.
Przy innym sklepowym regale klasyk marketowy. Facet ustawia wózek wzdłuż regału, po czym trzymając ręką wózek odwraca się tyłem i szuka czegoś w drugim końcu regału. Zabieg ten odcina użytkowników sklepu od dostępu do produktów danego regału na szerokości około trzech metrów. Szczupła kobiecina, widać z apetytem na Danio, bez słowa, wręcz kładzie się na wózku faceta i mimo wszystko próbuje wybrać odpowiednie dla siebie Danio.
Na pierwszym zakręcie pod regałem z mlekiem ustawiły się dwie panie dość poważnych gabarytów. Zajęte rozmową o swoich dolegliwościach chorobowych nie zwracają uwagi na przeciskających się obok ludzi. Na moje „przepraszam ale chciałbym przejść”, panie niechętnie przesunęły się o 10 cm w prawo. W ten sposób miałem już całe 20 cm wolnego przejścia.
Takich przykładów mógłbym opisywać mnóstwo, przejdę jednak do wyników.
Wyniki.
Otóż blokując przejścia, uniemożliwiając korzystanie z woreczków do pakowania, macając ręką bułki, rozpychając się, czy wreszcie uderzając po piszczelach koszykiem, nikt nie zwrócił mi uwagi. Oprócz tego, oberwałem kilka razy wózkiem, koszykiem, byłem niejednokrotnie ocierany, przypierany do regału a nawet ktoś sapał mi do ucha stojąc za mną w kolejce do kasy. Ponadto zostałem oszukany, kupując ser w promocji. Pani skroiła i zapakowała mi ten, bez promocji, i w dodatku najdroższy. Na moje grzeczne zwrócenie uwagi, Pani stwierdziła , że ten z promocji się skończył.
Z dodatkowych obserwacji warto zwrócić uwagę, że każda gimnazjalistka na zakupach ma na twarzy wymalowanego dąsa, że emerytki im dłuższa kolejka tym bardziej lubią sobie pogadać o dupie Maryni z kasjerką, i wreszcie, że używanie perfum zwalnia od używania mydła. Na koniec irytująca kasjerka formułką przylepioną do kasy „dzień dobry, dziękuję, miłego dnia” zepchnęła moje zakupy na stertę zakupów emerytki stojącej przede mną.
Wnioski.
Zawsze uważałem, że umiejętność liczenia i pisania jest tak samo ważna jak umiejętność jedzenia nożem i widelcem. Szkoły niestety nie uczą podstaw poprawnego zachowania się w społeczeństwie, zwalają ten obowiązek na rodzinę. Podobno kulturę wynosi się z domu, odnoszę wrażenie,że już dawno została wyniesiona i porzucona gdzieś za miastem. Pozostało jedynie coraz bardziej postępujące zdziczenie. Póki co swoje czarnowidztwo w zakresie kultury dnia codziennego składam na karb wietrznej pogody i swojego zrzędliwego samopoczucia. Oby tak było.

środa, 22 lutego 2012

Post.


Z okazji rozpoczynającego się postu, chciałem zwrócić uwagę niniejszym postem, że nie ogranicza się on jedynie do zmniejszonej konsumpcji ale do konsumpcjonizmu w ogóle. Zachęcam do odwrócenia wzroku od siebie i rozejrzenia się dookoła. Pamiętajmy, że dla wielu post trwa cały rok i nie mam na myśli jedynie postu materialnego. To tyle co chciałem powiedzieć w temacie postu jako teolog i ateista w jednym.

wtorek, 21 lutego 2012

Basen.

W mieście Lubań był sobie wulkan. Po latach z wygasłego już wulkanu zaczęto wydobywać bazalt. Budowano z niego mury obronne, baszty, drogi. Z czasem, gdy powstały większe kopalnie bazaltu w okolicach, wulkaniczna kopalnia bazaltu porosła trawą. Ówcześni włodarze założyli wtedy piękny park ku uciesze okolicznych mieszkańców. Na szczycie wybudowano pałac z restauracją, amfiteatr a przed 1930 rokiem basen. Jedyny wybudowany na takiej wysokości obiekt w Europie. Niemieccy górnicy po pracy wygrzewali swoje kości na słoneczku podziwiając z tarasu panoramę Sudetów.




Po wojnie basen wyremontowano, wybudowano hotel, pole namiotowe i kempingi. W sąsiadującym amfiteatrze funkcjonowało letnie kino. Niestety wraz  z postępującym upadkiem „komuny” następował powolny upadek basenu. Po roku 1990 włodarze miejscy postawili na duchowy rozwój mieszkańców a nie na propagowanie gorszącej golizny, jaka na basenie niewątpliwie panowała. Budowano więc kościoły, na basen pieniędzy nie starczyło. W 1995 roku basen ostatecznie zamknięto. Kolejne ekipy radnych przed wyborami obiecywały odbudowę basenu, przyjęto nawet plan rewitalizacji na lata 2009-2015. Niestety jak niedawno przeczytałem plan został zaniechany i odbudowy basenu nie będzie. 






Nie mieszkam już w Lubaniu i poza wspomnieniami przeżytych tam 37 lat nic mnie z tym miastem nie wiąże. Szkoda tylko, że coś co wyróżniało miasto, co było wielką atrakcją mieszkańców i turystów popadło w ruinę nie wartą wskrzeszenia. Niedługo będziemy żyć jedynie w otoczeniu blaszanych pudeł z napisami Lidl, Biedronka, Tesco. Ciekawe tylko, czy za 50 lat potomkowie docenią te nasze „arcydzieła” architektury.

(Zdjęcia archiwalne pochodzą z  http://fotopolska.eu/17979,obiekt.html)

niedziela, 19 lutego 2012

Obrazek na niedzielę.


Ostatnio Moją i mnie opuściła wena do czegokolwiek. Zieeewam nad kawą i jednocześnie wypatruję wiosny.

wtorek, 14 lutego 2012

Walentynki z archiwum.





Wyjątkowo o Walentynkach.




Walentynki są mi mentalnie zupełnie obce. Wymyślone przez reklamodawców mają za zadanie skłonić do zakupu pluszowych misiów, serduszek i innych badziewi, których nikt normalnie by nie kupił. Jednakże dzień ten, mimo wielu idiotyzmów jakie niesie ze sobą, widnieje w kalendarzu i wręcz nakazuje, by uczcić go zgodnie z kanonami walentynkowymi. I w tym szkopuł. Jak go uczcić, żeby nie wyjść na skończonego i co gorsza oziębłego gbura.
Przecież nie kupię „plusowego” misia z „serduskiem” i nie będę „dziamdział” cały dzień banałów o wielkiej „love”, bo tego ani ja, ani ona nie zniesie.
Z kolei badylek (goździk obowiązkowo) i rajstopki są zarezerwowane na dzień 8 marca.
Do kina iść też bez sensu, bo albo grają durnowatą amerykańską komedię romantyczną albo traumatyczny dramat wojenny. Poza tym zapach popcornu i mlaskających wokół zakochanych jest mało walentynkowy (przynajmniej tak mi się wydaje).
Romantyczna kolacja w restauracji też odpada, bo takie kolacje dobrze wychodzą jedynie w filmach i kuchennych rewolucjach Magdy Gessler.
W mieście organizowany jest bieg walentynkowy, to może tutaj dać się kobiecie wybiegać, co na pewno zapamięta na długo. Problem w tym, że ja tez musiałbym biec, a biorąc pod uwagę moją kondycję to samo dotarcie na start biegu byłoby już wystarczającym osiągnięciem.
Może jedynie proste i szczere powiedzenie „kocham Cię” i czułe przytulenie byłoby rozwiązaniem, tylko że ja robię to każdego dnia, więc byłoby w tym zero wyjątkowości walentynkowej.
Można by iść w tym dniu na spontaniczny poryw serca ale zawsze uważałem, że najlepszy spontan to ten dobrze zaplanowany, więc wracam do punktu wyjścia.
A może po prostu wystarczy „być ze sobą”, w końcu to najlepsze co się nam przydarzyło.
I tego życzę wszystkim walentynkowiczom.

środa, 8 lutego 2012

Maniusiowa depresja.

Maniuś z palmiarni popadł w zimową depresję i wyskubał sobie piórka.
Jak ja go rozumiem.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Antyspołeczny post.

Tak jakoś ostatnio spotykam się z opiniami, że antyspołeczny jestem. Nie cieszę się razem ze społeczeństwem, nie oburzam się wraz z narodem, nie przeżywam wspólnie z ogółem. Co najwyżej skrytykuję dotkliwie, obśmieję albo wzruszę obojętnie ramionami. Głupio mi się zrobiło, że taki coraz bardziej wyobcowany się staję. Pomyślałem więc, cóż takiego mogę zrobić, by poczuć choć odrobinę jedność z narodem. I wymyśliłem.
W swej łaskawości i mądrości  rządzący ufundowali mi igrzyska w postaci piłki kopanej. No tego mi do szczęścia brakowało, pomyślałem z przekąsem. Od razu jednak refleksja mnie dopadła, że znowu wyjdę na odludka i antyspołecznego typa. Dlatego wychodząc na przeciw  unoszącej się euforii zbliżającego się Euro 2012, zaprojektowałem koszulki dla kibiców naszej reprezentacji piłki nożnej. Będę naprawdę uradowany, gdy w takich koszulkach zobaczę kibiców po meczach naszych kopaczy nożnych. Wtedy na pewno poczuję tą niepowtarzalną jedność ze społeczeństwem.