poniedziałek, 2 lipca 2012

W tak pięknych okolicznościach przyrody... I niepowtarzalnej...

Integrowałem się. Jako że, jednostka ze mnie aspołeczna jest (co udowadniałem w licznych postach), integracja nie należy do moich ulubionych zajęć. Jednakowoż moja słaba silna wola skuszona wizją dużej ilości piwa, zaowocowała jak dotąd niespotykanym pragnieniem jak najszybszej integracji. Tak więc ochoczo zameldowałem się wraz z Moją, na imprezie piknikowej pewnego zakładu o koreańskiej nazwie. Impreza odbyła się w "Adrenalina Park". Trzeba przyznać,  o ile sam park zbyt dużo adrenaliny nie dostarczył, to już dojazd do parku był czystą adrenaliną. Oto co podsłuchałem z rozmowy między kierowcami autokarów: "Kiedy ujrzysz Jezusa, skręć w lewo i jedź prosto aż się droga skończy." No cóż, trzeba wierzyć, że kierowca wie co mówi.
Następnym niepokojącym zjawiskiem okazał się D.J., choć do starszego pana w kapeluszu i czerwonej koszuli w palemki (zadałby szyku w latach 80-tych) bardziej pasowałoby określenie wodzirej lub może kierownik kulturalno - oświatowy.

Muszę przyznać, że takich reminiscencji z minioną epoką doznałem jeszcze kilka razy. Największe deja vu dotyczyło relacji pracownicy - prezes. On, Mister Prezes, ma być zadowolony. Mister jest zadowolony gdy widzi zadowolonych pracowników. Proletariat więc szczerząc zęby w szczerym uśmiechu ochoczo macha do Prezesa co jest oznaką (wg Prezesa oczywiście) radości pracowniczej. Prezes niczym Pierwszy Sekretarz pozdrawia masy pracujące miast i wsi. Za każdym razem, gdy widziałem taką scenkę umierałem ze śmiechu. Oczywiście rechotałem skrycie, aby zaufany Prezesa (na zdjęciu poniżej) nie uwiecznił mojej aspołecznej postawy .


Oczywiście przesadzam trochę pisząc te słowa. Bo tak naprawdę bariera językowa, kulturalna, obyczajowa oraz każda inna, pękła, wraz z pęknięciem pierwszej flaszki.


Wtedy też piłka zaczęła wydawać się większa od bramki.


A Moja ni stąd ni zowąd zaczęła trafiać same dziesiątki, co trochę mnie zaniepokoiło.


Ostatecznie muszę przyznać, że impreza się udała. Jedzenia było w brud a piwo smaczne i zimne. I zapewniam wszystkich niedowiarków, że pomimo upału i mnóstwa piwa nie musiałem kończyć imprezy z pozycji żabiej perspektywy.

 Rechot, rechot...

2 komentarze:

  1. Dawno się nie integrowałam, czasem na takich imprezach tłumaczyłam. Wszystko zawsze jest według podobnego schematu :), najwyżej czasem stać firmę na lepszą muzykę (wtedy leci na żywo kwartet smyczkowy albo zespół jazzowy!).
    Gratuluję Twojej takich trafień, niejedna mencizna by się nie powstydziła!
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każde postępowanie schematami mnie nuży albo bawi. Myślałem, że obecnie jakaś inwencja twórcza bardziej zaowocowała. Niestety nie. Wyczuwalna sztuczność zachowań i stosunek czołobitny w stosunku do przełożonych jest dla mnie przezabawny. Nie wiem, czy to nasza wrodzona zaściankowość, czy własne kompleksy budują barierę przed naturalnością, spontanicznością i zdrowym rozsądkiem.

      Usuń