piątek, 17 grudnia 2010

Opowieść Wigilijna. Nie wierzę w Boże narodzenie.




 Nie wierzę i już, jakoś tak mam od urodzenia. Jako dziecko ksiądz był dla mnie dziwolągiem w czarnej sukience (całe szczęście nie znałem wtedy słowa transwestyta). Kościół (w sensie budynek) budził we mnie swym majestatem zawsze jakiś lęk i grozę, ale tak samo oddziaływał na mnie choćby Pałac Kultury i Nauki w Warszawie czy dworzec PKP we Wrocławiu. W święta choinka była dla mnie jedynie ideologią zapachu drzewka, owoców, blasku lampek, prezentów, śniegu za oknem i bajek w telewizji. Żaden Najświętszy Poród nie zaprzątał moich myśli. Do czasu niestety, kiedy rodzice postanowili dalej nie hodować antychrysta i na złość mojemu szczęśliwemu nieuświadomieniu, w jednym roku zdołali mnie ochrzcić i doprowadzić do Pierwszej Komunii Świętej. Na szczęście namaszczanie świętymi olejami i innymi szamańskimi czynnościami nie wpłynęło na mnie w żaden sposób. No, może tylko czasem dopadało mnie dziwne uczucie, że uczestniczę w czymś, czego nie rozumiem, co jest dla mnie obce. I było mi wtedy głupio przed samym sobą i jakoś nieswojo.
Niestety, człowiek to dziwne zwierzę, ciągle szuka, węszy, chce uzyskać odpowiedzi na pytania i chce zrozumieć. Jako że człowiekiem jestem, więc i mnie po dłuższym czasie dopadło poszukiwanie zrozumienia tego świata. Robiłem mnóstwo przeróżnych rzeczy, poznawałem najdziwniejszych ludzi i poznawałem najrozmaitsze zjawiska. To poznawanie świata w każdej dziedzinie zahaczało ciągle o wiarę. Więc postanowiłem poznać i ją, i zrozumieć co powoduje, że tyle ludzi na świecie deklaruje się jako wierzący, że za wiarę ludzie potrafią się zabijać, co czyni ją tak ważną częścią życia. Zbadałem to zjawisko u samego źródła. Zamiast popijać piwko z kumplami na wydziale plastyki zacząłem dodatkowo studiować teologię. Ba, nawet skończyłem i spokojnie mogę nauczać religii nasze kochane latorośle. Oczywiście nigdy tego nie zrobię, bo to byłaby hipokryzja zbyt daleko idąca z mojej strony. Moją próżność zaspokaja w zupełności fakt, że w kilku kościołach ludzie modlą się do obrazów mojego autorstwa. Niestety ani studia, ani uczestniczenie w życiu Kościoła kat. nawet na moment nie przybliżyło mnie do nawrócenia się. Powiem więcej, odraza do instytucji Kościoła kat. wzrastała wraz z intensywnością poznawania tej instytucji od środka. Z czasem zacząłem zauważać w sobie o wiele więcej cech zaczerpniętych z filozofii chrześcijańskiej, niż u niejednego deklarowanego chrześcijanina.
Tak więc po wielu latach starań nawróceniowych choinka jest dla mnie nadal Tradycją głównie w rodzinnym zakresie. Najważniejsze to być z rodziną, stwarzać atmosferę jednoczącą, ciepłą, jeść dobre jedzonko, lepić bałwana, wdychać zapachy i leżeć do góry antenką. A i czasem kolędę zaintonować, byle skoczną, co by weselej było na duszy. A wieczorem zamiast na pasterkę zalegnę przed telewizorem i obejrzę trylogię „Władca Pierścieni”. Bo przecież te Święta muszą być magiczne, tak mówią w reklamach.
Dzisiaj ubrałem w bombki i lampki stojącą na balkonie, w doniczce, tuję (fot. powyżej). Pora zacząć Czas Świąt.

P.S.
Poniżej kilka zdjęć mojego miasta z porannego spaceru.


To ubrane w płaszczyk, to moje autko, które tak samo jak ja, nie lubi zimy:)




To auto stanowczo za długo parkuje w jednym miejscu;)



9 komentarzy:

  1. Myslę, że nie Ty jeden masz takie obserwacje;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja nie będę mieć choinki w tym roku :) a Twoja nono! bogata!

    OdpowiedzUsuń
  3. La Cucharacha, a to akurat mnie cieszy:)
    Margo, i tak dobrze jest w tym roku, wcześniej miałem wielkiego kaktusa o wysokości prawie 2 metrów i jego zawsze adaptowałem na choinkę. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie święta też mają głównie wymiar tradycji.
    Zdjęcia ze spacerku bardzo dobre, najładniejsze to drugie z cieniami na śniegu!

    OdpowiedzUsuń
  5. Iw, To mały park w samym centrum miasta i wschód słońca. Ładna ta zima. Pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Zmartwię Cię. Skoro ludzie modlą się do Twoich obrazów w kościołach i jeszcze skończyłeś teologię, to obligatoryjnie, co byś w życiu nie uczynił, masz zapewnione miejsce obok św. Piotra w niebie :-) Zatem w piekle się nie spotkamy :-(
    Jestem poganką, ale uwielbiam kościoły... puste :-) Kręci mnie też sztuka sakralna. Vide- mój ostatni wpis o chałturzeniu na temat ikon :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. O nie, do nieba się nie wybieram! Nudno, przeciągi i mam uczulenie na pierze. Tylko piekiełko, ciepło, wesoło i towarzystwo o wiele ciekawsze. Niestety jako obrzydły ateista nie wierzę ani w piekło, ani w niebo:( Pozdrawiam:)))))

    OdpowiedzUsuń
  8. No jak ładnie to ująłeś drogi zawrócony, dla mnie święta to zapierdol w kuchni i w domu, tylko nie wiem po co ????
    Od kiedy jestem dużą dziewczynką robię święta po swojemu, a że tez jestem stworzona do leżenia na kanapie to włąsnie to robię w święta i już, a choinka to tylko łapacz kurzu więc nie ubieram:-)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam te wszystkie "zewnętrzne" przejawy świąt typu świecidełka, ozdóbki, choinki, girlandy i światełka. Już od tygodnia wszystko mam w domu przystrojone u tak będzie do początku lutego. I lubię też potrawy wigilijne, które w inne dni w roku nie smakują (próbowałam i zrobiłam znienacka kluski z makiem). Lubię też dawać prezenty (sobie też) i tu też jestem szczęśliwa, bo jest okazja.
    Aspekt wewnętrzny mnie nie interesuje, bo jestem niewierząca.

    OdpowiedzUsuń