czwartek, 18 listopada 2010

Perły ze sterty. 5.

Liczyłem się z tym. Wiedziałem, że kiedyś to nastąpi. Obiecałem przecież, że będę recenzował każdy film jaki ślepy los wybierze z całej sterty płyt tudzież kaset. I moja splugawiona, niemoralna i bezpruderyjna ręka wyjęła film z „fikołkami”. No trudno, słowo się rzekło.
Kiedyś jakiś kabareciarz (chyba Piasecki) próbując tłumaczyć swojej latorośli skąd biorą się dzieci, użył przenośni piekarniczej. Otóż dzieci to taki chleb upieczony w piecu małżeństwa, hmmm. Więc i ja posłużę się tą przenośnią w tej krótkiej recenzji.
Film produkcji rosyjskiej, chociaż to bez znaczenia, bo dialogów nie ma prawie wcale. Miejsce akcji to pomieszczenia wyglądem przypominające bar dworcowy. Nie wiedzieć czemu w środku stały brzozy z zawieszonymi sztucznymi paprotkami. W oddali na ścianie widniał stary, metalowy, wrzutowy automat telefoniczny. Łezka zakręciła mi się w oku, bo już dawno takiego aparatu nie widziałem. I to niestety koniec moich wzruszeń podczas tego niezwykłego filmu ( a może strasznie zwykłego?). Głównym miejscem akcji okazał się duży drewniany stół z Ikei (no jak to w piekarni stół jest przecież nieodzowny). Bardzo szybko poznajemy parę głównych bohaterów, on – młody stażem Piekarczyk, ona – młoda Piekarka na dorobku. Potem jest bardzo typowo, czyli najpierw wyrabianie ciasta, potem zawijanie kajzerek i na koniec posypka z maku lub kminku jak kto woli.
Niestety w całym moim dorobku oglądactwa tak znudzonej pary Piekarzy nie widziałem w życiu. Piekarka z taką ślamazarnością wyrabiała ciasto, że zakalec murowany a do tego ubrana jedynie w skarpetki wyglądała jak sytuacja gospodarcza w Rosji.. Piekarczyk zawijał kajzerki jakby doskwierała mu rwa kulszowa lub całkowita dyskopatia kręgów. Zero gry aktorskiej, brak mimiki i innych zachowań charakterystycznych dla czynności pieczenia chleba. Film polecam jedynie wszystkim tym, którzy cierpią na bezsenność. Niestety nie wiem, czy z tego całego nieudolnego pieczenia wyszedł jakikolwiek chleb ponieważ zasnąłem. Ziieeeeew. Tytuł tych flaków z olejem „Russian girl gets a big creampie”. Ostrzegam, żeby omijać szerokim łukiem gdyby ktoś, gdzieś, kiedyś;)

11 komentarzy:

  1. Cóż, podziwiam zaangażowanie, doceniam skrupulatność hihihihihi, ciekawe jakież to jeszcze "perełki" skrywa Twoja videoteka ;-)))
    Czekam z niecierpliwością, pozdrawiam gorrąco ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że nic równie durnego już się nie znajdzie ;))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Eeeee, nie popadaj w skrajności, o czym wtedy bym czytała, hę ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha, ha, ha, cierpię na bezsenność, chyba się skuszę :-). Usypia mam nadzieję koncertowo ;-)?

    OdpowiedzUsuń
  5. Madmargot, to naprawdę usypia, nuuuuuudy...

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahaha, s to Ci się trafiło. W filmach rosyjskich brzoza jest obowiązkowa. Oznacza na ogół cierpienia (lub niepokoje) duszy głównego bohatera. no chyba, że jest to ujęcie subiektywne z dołu - wtedy wiadomo, że bohater juś długo nie pociągnie, a jak zaczyna wirować to już po ptokach.

    OdpowiedzUsuń
  7. No to w tym wypadku brzoza oznaczała cierpienie Pana Piekarczyka i moje że oglądam takie nudy ;)))))))

    OdpowiedzUsuń
  8. Hi, hi... maleńki ten męski punkt widzenia :-) Współczuję doznań przy oglądaniu filmu. Nie sięgnę na pewno. Chociaż ta brzoza mnie zainteresowała. Jak zrozumiałam, jedyny dynamiczny punkt programu :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. :)))
    Dobrze, że kiedyś nakręcili ten film!
    Niezła recenzja, typu "fajny film wczoraj widziałem; a momenty były?; eetam":)

    OdpowiedzUsuń
  10. No toś się nacierpiał biedaku żeby dotrwac do końca hehehh:-) pozdrawiam weekendowo

    OdpowiedzUsuń