sobota, 24 grudnia 2011

Wesołych świąt.

Ostatnio zaniedbuję tego bloga dlatego tym bardziej życzę tym wszystkim, ktòrzy jednak czasem tu zaglądają Wesołych, spokojnych i ciepłych Świąt. :))))))

wtorek, 6 grudnia 2011

Ho Ho Ho!

Przeprowadzka zakończyła się pomyślnie. Teraz ze Swoją przyzwyczajamy się do nowego miejsca. Z uwagi na to, że nasze mieszkanko delikatnie mówiąc posiada deficyt mebli, dzisiaj wybrałem się w poszukiwaniu niedrogich mebelków (konkretnie jakiegoś regału i stoliczka). Traf chciał ( w tym przypadku raczej pech), że na osiedlu właśnie dzisiaj otwierali nową galerię handlową. Promocje z tej okazji wywołują kompletne zdziczenie szanownych kupujących. Starsze i kulejące babcie zamieniają się w krwiożercze sprinterki. Z lekkością przeskakują regały, niczym w filmie promującym Warszawę, żeby tylko wyszarpać o 20% tańszą chińską kołderkę. Dobrotliwi dziadunie łokciami łamią szczęki i żebra innym dobrotliwym dziaduniom, aby  dorwać tańszy kocyk. Darmowa gorąca kawa oferowana przez hostessy, znika w zastraszającym tempie w otworach gębowych babć i dziaduń wraz z plastikowymi kubkami i mieszadełkami. I kiedy wydawało mi się, że to kulminacja tego swoistego armagedonu, wtedy nagle zgasło światło w całej nowiuśkiej galerii handlowej. Cała tłuszcza ciągnąc za sobą materace, kołdry, krzesła i cholera wie co jeszcze rzuciła się po omacku do wyjścia. Drogę zagrodzili im brzuchaci ochroniarze. Ich brzuchy zamieniły się w czujniki. Każdy wychodzący musiał się o nie otrzeć. Jeśli brzuch nie zapikał, można było wyjść bezpiecznie. Udało mi się. Stojąc na zewnątrz odetchnąłem z ulgą. Wtem za plecami usłyszałem głośne i charakterystyczne "Ho Ho Ho!!!!". To ubogi krewny Mikołaja zza wielkiej wody szczerzył do mnie swe braki w uzębieniu. "Jaki ma pan długi paragon?" - rzucił pytaniem w moją stronę." A co Cię to obchodzi bezczelny pajacu ze sztuczną brodą?" - zapytałem w duchu. "Jeśli ma pan długi paragon, to dostanie pan prezent" - wyjaśnił mikołajowy przebieraniec. Machnąłem tylko ręką i poszedłem w swoją stronę, byle dalej od tego miejsca.
Prawdę mówiąc nie odezwałem się z przyczyn technicznych. Zaraz po otarciu się o brzuchy ochroniarzy zaatakowała mnie Mikołajka w bardzo kusej spódniczce częstując cuksem typu krówka. Jako, że łasuchem jestem okropnym jeśli chodzi zwłaszcza o krówki, tako więc pożarłem cukierasa zaklejając sobie szczęki prawie zupełnie. Bo była to prawdziwa krówka ciąąąąąąguuuuuutka.