piątek, 17 czerwca 2011

Hydrozagadka.

Remontując kuchnię natrafiłem na ciekawe zjawisko. Otóż z kranu leci woda. Wiem , że taką cudowną właściwość posiada większość kranów ale w moim przypadku tak być nie powinno, gdyż zakręciłem zawór wodny, jak mi się wydawało od wody w kuchni. Niestety woda leci spokojnym strumieniem. Poleciałem zatem zamknąć główny zawór w budynku a woda nadal z kranu leci nic sobie ze mnie nie robiąc. Zamknąłem zawór w klatce obok, daremny trud, woda uparcie leci dalej. Na razie szukam głównego zaworu wodnego od całego osiedla i jeśli to nie przyniesie rezultatu, i woda będzie nadal lecieć z kranu, to zacznę doszukiwać się cudu. Może to źródełko z cudowną uzdrawiającą wodą leci mi z kranu i dlatego nijak zatamować cieku nie mogę a może szatańską moc ma ta woda i egzorcyzmów kran wymaga. Tak czy siak, jeśli ostatnie zabiegi nic nie dadzą i woda nadal będzie lecieć z kranu pójdę po księdza, niech odczynia.

czwartek, 16 czerwca 2011

Ach co to był za ślub.

Może kogoś to zdziwi ale wcześniej nigdy nie byłem na ślubie (od dziecka przerażał mnie widok Panny Młodej, chodzącej białe bezy), tak więc miał to być mój pierwszy raz.
 Skoro świt zapakowałem Swoją do mojej 50 konnej wypasionej fury i wyruszyliśmy na wschód, w nieznane, pod słońce. Całe szczęście, że słońce  nas prowadziło, bo znaki drogowe doprowadziłyby nas jedynie psu w dupę. Po 6 godzinach ja w roli Hołowczyca czy innej Kubicy, Moja w roli pilotki (a może raczej GPSa) czytającej z mapy numery dróg, dojechaliśmy szczęśliwie na miejsce. Kościół na jakiejś górze lekko mnie przerażał, tym bardziej że musiałem się tam wdrapać w upale plus 35 stopni. Jakby tego było mało na szczycie czekał ksiądz. Poznałem go po dziwnym ubranku, przestawnym szyku zdań w mowie i po tym co mówił. Nie sposób było się z nim nie zgodzić gdy mówił o służebnym charakterze baby w stosunku do chłopa, tylko Moja z malującym sie oburzeniem na twarzy dawała mi dyskretnie do zrozumienia, żebym nie brał słów kaznodziei zbytnio do serca. Ech te wyzwolone baby.
Panna Młoda piękna, Pan Młody trochę mniej. Wesele było fajne i z pomysłem. Moja ujawniła nie tylko talenty taneczne ale także wokalne. Wyszaleliśmy się za wszystkie czasy. Na drugi dzień czekał nas pyszny obiad i droga powrotna. Po kolejnych 6 godzinach jazdy zjedliśmy pizzę, wypiliśmy po piwku i zasnęliśmy wykończeni.  Najważniejszym plusem tego wesela był fakt, że rodzina Mojej mnie nie zjadła a nawet ich bardzo polubiłem i nie mogę się doczekać kolejnego weseliska, żeby odkryć dalsze talenty Mojej. Aż boję się pomyśleć jakie to talenty będą.

wtorek, 14 czerwca 2011

JEEEZDEEEEEM.

Nie wiedziałem że można tak długo bez netu, ale się udało i jakoś dotrwałem do zupełnie nowego kabla i  jeszcze szybszego niż kabel stary.
Wydarzyło się bardzo dużo w moim życiu, na tyle dużo że będzie o czym pisać może i nawet na dwa posty;)
Po pierwsze jestem już w innej rzeczywistości. Mieszkam w krainie pyz drożdżowych, świeżych pomidorów i andrutów. O wszystkich lokalnych dziwacznych sytuacjach i ludziach napiszę w następnych postach.. Poza tym spełniam się przeprowadzając remont, a tak prawdę mówiąc to nie spełniam się wcale, bo budowlaniec ze mnie jak z koziej dupy harfa. Ale póki co się nie poddaję.
W między czasie byłem na weselisku co się zowie, takim z prawdziwym tortem, prawdziwymi tańcami i nawet z prawdziwym księdzem. Mówię Wam jak ja się cieszę że nie brałem w swoim życiu żadnego ślubu i nie wyprawiałem weseliska. No po prostu załamka do czego to ludzie się zmuszają (hihihihihihihihihihihi). Ale o tym też napiszę osobno.
Tak więc miło czytać Was znowu i być tu na Blogu. Powoli nadrobię zaległości i wszystko wróci do normy. Mam nadzieję.
Pozdrawiam Wszystkich:))))
Już jezdem.