Parno, gorąco i duszno. Zamotałem się więc w szuwary. I dobrze mi było, nawet muchy tak mocno nie gryzły, dało się wytrzymać. Znalazłem nawet wspólny język z tutejszymi kaczorami. Razem chowaliśmy się przed hordą kolonistów. I byłoby mi dobrze aż do granic wytrzymałości, gdyby nie ta cholerna pogoda. Znowu leje. Więc przebieram się w ciuchy mieszczucha i pędem do PUB-u. W końcu pogoda barowa do czegoś zobowiązuje. No nie?
U mnie też parno, gorąco aż trudno wytrzymać. Dobrze, że w moich murach jest na tyle chłodno, że da się wytrzymać :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia barowe!
I tak Ci dobrze!!! Ja za biurkiem! :)))
OdpowiedzUsuńTo drugie zdjęcie jest po prostu fantastyczne! Mogłabym mieć taki ogródek z wodą przy domu ;))
OdpowiedzUsuń2 zdj zachwycające!!! :)
OdpowiedzUsuńParno, gorąco i duszno...ja tez bym tak chciała. Zamienię się lato na jesień:P
OdpowiedzUsuńPozazdrościć... Pozdrawiamy Cię, Zawrócony, my idący do pracy ;)
OdpowiedzUsuń