niedziela, 15 stycznia 2012
Zima.
Nie wiadomo po co, ale tradycji stało się zadość i pojawiła się zima. Na osiedlu śnieżek przykrył wszystkie psie kupki. Moja jest dzisiaj w pracy, więc ja po cichutku zmieniłem się w "Marysię" czyli tzw. kurę domową. Ugotowałem pyszną pomidorową, posprzątałem mieszkanko i piję kawę wyglądając przez okno. Za oknem wieżowce pocięte w kostkę zakratowanymi balkonami. Przypomina to trochę fermę królików. W każdej kostce ludzie i ich cały mały świat upstrzony mebelkami, firankami, antenami, telewizorkami. Czasem dopada mnie klaustrofobia i uciekam wtedy za miasto odetchnąć na chwilę przestrzenią, ciszą i spokojem. Wyciszenie jest lekarstwem na opryskliwe baby w sklepie, na chama sąsiada, na strajki lekarzy, na robienie mnie w ch..a przez urzędników, na niestabilność emocjonalną prokuratorów wojskowych, na małe świństewka i wielkie draństwa. Jednym słowem na to wszystko, co we łbie się nie mieści, a co dotyka mnie każdego dnia.
W wynajętym mieszkanku z zakratowanym balkonem, z każdym łykiem kawy oddalam się od tego miejsca.
A gdy Moja wróci z pracy, wieczorem napijemy się jeżynowo-miętowej nalewki i posłuchamy Zaciera, żeby nabrać odpowiedniego dystansu na cały tydzień.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jeżyny z miętą brzmią zachęcająco, że hej! Zapisujemy się do Was na psychoterapię!
OdpowiedzUsuńPzdr.
Zapraszamy, nalewki mamy zapasik! Pzdr.
OdpowiedzUsuńA ja mam ostatnio wrażenie że "za miasto" kurczy się w zastraszającym tempie i że za chwilę nie będzie gdzie uciekać. Zawsze zostaje jednak nalewka...
OdpowiedzUsuńFakt, kurczy się. Coraz dalej trzeba uciekać. Więc nalewka na drogę jak znalazł :)))
OdpowiedzUsuń