W końcu się posprzątałem albo raczej zharmonizowałem. Kiedy wszystko w głowie i dookoła mnie jest porządnie poukładane, to żadne przeszkody mi nie straszne. To umiłowanie do porządku i wewnętrznej harmonii nie jest nabyte wskutek mojego starokawalerstwa, ponieważ mam tak od dziecka. Kiedyś umiłowanie porządku powodowało u mnie wiele problemów. Jeśli wyczułem swoim dziecinnym nosem, że nauczyciel olewa swoja pracę, robi lekcje na odwal się albo nie wywiązuje się z tego co obiecał, to taki nauczyciel i zarazem taki przedmiot lekcyjny od razu przestawał mnie interesować. Niestety po jakimś czasie uświadomiłem sobie, że przestało mnie obchodzić 90% przedmiotów w szkole. Począwszy od lat 80-tych bylejakość oświaty jest usprawiedliwiana brakiem pieniędzy na wyżej wymienioną. Żeby nie zostać więc analfabetą (teraz żałuję, bo jako nie czytaty i nie pisaty troglodyta zrobiłbym wybitną karierę w mediach lub polityce), odkryłem możliwość samokształcenia. W samouctwie postawiłem na dwa podstawowe cele: ogólne pojęcie o świecie makro i mikro oraz skupienie uwagi na to co mnie interesuje (takich podziałów dokonywałem już w podstawówce). Od razu z kręgu mojego jakiegokolwiek zainteresowania wypadł „WF” i „ZPT”. Z czasem odpadały kolejne przedmioty ( już głównie w liceum) które uznałem za wystarczająco zgłębione. Z czasem nawet brakowało mi czasu na szkołę, bo to co oświata chciała wbić mi do łba ( z kręgu moich zainteresowań oczywiście), ja już dawno miałem zgłębione i wyprzedzałem ją o parę lat świetlnych. To niestety spowodowało, że nigdy nie byłem wzorowym uczniem a czerwony pasek na świadectwie miałem tylko wtedy, gdy sobie namalowałem.
Napisałem ten tekst po to, żebyście zauważyli moi drodzy czytający, jaki dramat, cóż za ból i heroizm powstaje w głębi mojej osoby ;)))). Bo z jednej strony ja, porządnicki, harmonijny, lubiący jasne cele i logiczne wyjaśnienia, a z drugiej strony ona, Polska. Kraj schizofreników, kompleksów, romantyków i cwaniaków, kraj w swej nieprzewidywalności prawie surrealistyczny. Kraj w którym buduje się zręby i kładzie podwaliny, tylko nikt nie wie w jakim celu. Kraj w którym królem jest postać mityczna, a parlamentarzyści zamiast do roboty idą na pielgrzymkę. Kraj w którym kolejne pokolenie zaciska pasa a kolejne pokolenie emerytów nie ma złudzeń. Kraj w którym narodowym sportem jest piłka nożna a reprezentacja tejże gra na poziomie Burkina Faso. I można by jeszcze wymieniać bez liku.
Dlatego obmyślam wciąż i ciągle co zrobić by się nie zniechęcić do tego kraju, by nie zwariować albo przynajmniej by nie popaść w depresję. Więc robię swoje, buduję wewnątrz tego absurdu swój własny świat (a mimo to czasem ręce opadają). Wybudowałem już zręby, teraz będę kładł podwaliny.
Ogłaszam nowe. Teraz będziemy podwalać zręby i zrąbywać podwały. I niech nam ktoś spróbuje przeszkodzić, no! :))
OdpowiedzUsuńP.S. Bardzo fajne zdjęcie Kontrolerki :)
Dobrze to podsumowałeś. Póki jeszcze nie położyłeś fizycznie tych podwalin, sugeruję zastanowienie się nad zainstalowaniem się po drugiej stronie Nysy Łużyckiej. Masz blisko. Niemcy na kolanach Polaków błagają, aby osiedlali się u nich. Tam jakoś normalniej pod względem socjalnym, nie mogę zatem pojąć, co za mentalna bariera nie pozwala połowie naszego kraju, a przynajmniej tym z pogranicza, po prostu tam zamieszkać. To znaczy wiem- "Czterej Pancerni" i "Hans Kloss" :-)))
OdpowiedzUsuńA może by tak zacząć od podwalin...? Ale nie - szanowny Zawrócony, wszystko na opak... od zrębów się zaczyna....a potem się dziwi,że wszystko w @#$*&*$# się posypało....
OdpowiedzUsuńEchhh ci faceci...;-P
Magenta, mi się też podoba zdjęcie:)))
OdpowiedzUsuńRiannon, ja niestety mam pewną nieuleczalną przypadłość, otóż nie lubię Niemców:))) a poza tym mimo wszystko jestem Polakiem i kocham tą wielką improwizację, jak nazywam życie tutaj:)))
Kontrolerko, jak taka mądra jesteś to przyjedź i pomóż ;P
Kurdę, ja z Niemcami mam tak samo :-) Ale już z Polakami niekoniecznie. Polska improwizacja mnie kiedyś wpędzi do grobu. Mimo atawistycznej niechęci do sąsiadów i ich języka (wszak już Wanda Niemca nie chciała!) czasem mam ochotę wykroić się z całym gospodarstwem i jakoś magicznie znaleźć się po drugiej stronie Nysy Łużyckiej.
OdpowiedzUsuńCóż, pozostaje mi kibicować Ci w tych podwalinach i zrębach, niezależnie od kolejności ich stawiania :-) Co też czynię z przyjemnością, jednocześnie śląc pozdrowienia :-)
Typowy przedstawiciel swojego narodu - uporządkowany i kocha wielką improwizację ;-)
OdpowiedzUsuńToż to schizofrenią trąci ;-)))
Cieszę się, że nie jestem jedyną taką wariatką, zawsze jakoś lżej ;-)
Riannon, dopóki będę dostawał gęsiej skórki gdy Ketling z Wołodyjowskim wysadzają się w twierdzy i dopóki gęba będzie radosna, gdy po raz kolejny Kloss zrobi w jajo Niemców, dopóty będę tu siedział, narzekał i improwizował, ech ta słowiańska dusza;))) pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńAsjah, super, grupa wariatów się powiększa ;))) pozdrawiam:)
Mam propozycję i zręby i podwaliny zawsze łatwiej we dwoje. To na co czekacie? :)
OdpowiedzUsuńaga_xy, nie czekamy, ręce zakasane, już lada moment. A gdy weźmiemy się w końcu we dwójkę za te podwaliny to aż wióry polecą ;))) pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńOo to ja poczekam na te wiory:)))
OdpowiedzUsuńZdjęcie główne bardzo mi się podoba!
OdpowiedzUsuńA własne zręby i podwaliny to i tak zawsze trzeba mieć - w każdym kraju, w każdych czasach, we wszystkich okolicznościach.
Bez tego, ciągle oglądając się na bałagan wokół nas, nie robimy, tylko szukamy usprawiedliwień dla siebie za to, czego nie robimy!
A tak można się tylko w depresję wpędzić :)!
Pozdrowienia i do zobaczenia po dłuższej chwili!!!
wiosna idzie..
OdpowiedzUsuńStardust, :))))))
OdpowiedzUsuńIw,bo tak jest wygodniej:))))
El, czuję w kościach wiosnę;))))