Spotkał mnie zarzut kompletnego lenistwa. Tak mnie to ubodło, że nieomal spadłem z kanapy. Chciałem od razu dać odpór na te kalumnie ale strasznie niewygodnie jest pisać, gdy leży się w pozycji nieznoszącej żadnego gwałtownego merdania paluchami po klawiaturze. W następnym zdaniu dowiedziałem się, że ów osoba chętnie by ród męski bacikiem do roboty poganiała. Ten bacik na tyle podziałał na moją wyobraźnię (mmrrrrrrał), że zamiar poruszania czymkolwiek oddaliłem na bliżej nieokreślony czas. Ta osoba to wielce znana i sympatyczna iw, która zaszczyciła mnie wyróżnieniem. W tym miejscu powinienem zamieścić link do bloga szanownej iw, ale z powodu że nie naumiałem się jeszcze linkować, to napiszę jedynie: „Ludziska zajrzyjcie na bloga iw, naprawdę warto!!!!!”
No. Następnie zrzynając z bloga iw, dowiedziałem się, że mam wymienić rzeczy które powodują, że jestem szczęśliwy. To mnie zastanowiło na tyle, że uruchomiłem resztki szarych komórek wpatrując się intensywnie w sufit, licząc nań mikroskopijne nierówności. Doszedłem do wniosku, że nie lubię być szczęśliwy. Szczęście kojarzy mi się ze spełnieniem siebie, czyli zakończeniem sensu życia. Bo przecież chodzi o to, aby gonić króliczka. Oczywiście to nie znaczy, że jestem totalnym mrukiem, chociaż zawsze wolałem Kłapouchego od tego kretyna Tygryska. Owszem jestem szczęśliwy, nawet bardzo szczęśliwy ale zawsze, jakaś maleńka cząstka mnie jest nieszczęśliwa szepcząc do ucha, że może być jeszcze lepiej. Czynnikiem najbardziej mnie uszczęśliwiającym jest i zawsze będzie Miłość, poczucie bycia kochanym to jest najbardziej euforyczne doznanie nawet od najlepszego dżointa na świecie. Poza tym uszczęśliwia mnie poczucie stabilizacji z odrobiną pozytywnego szaleństwa, uśmiech i życzliwość innych, dobry film, spektakl i mądrzy ludzie, tabliczka czekolady i poczucie wspólnoty z naturą. To wszystko powoduje, że jestem szczęśliwszy.
Drodzy moi obserwowani blogowicze, wszyscy jesteście godni wyróżnienia. Każdy z Was jest ciekawą osobą, z odmiennym spojrzeniem na świat. Dla przykładu: Magenta rozwala mnie swoim humorem i postrzeganiem zjawisk; Lotnica, Kate czy W drodze, pokazują świat, który mnie zawsze fascynował i dzięki tym blogom mogę go także trochę poznać; Riannon, podziwiam za stworzenie swojego wyjątkowego miejsca, za jakże bliską mi wrażliwość, za humor i za chłopa; el, która zwyczajne dni opisuje w sposób niezwyczajny; czy Margo, która wyraża siebie w taki sposób w jaki ja chciałem zawsze to robić. Dlatego wyróżniam Was wszystkich (których obserwuje i czytam), gdyby to było możliwe, w tym momencie przekazał bym Wam fajkę pokoju i razem byśmy puścili sobie bucha w rozgwieżdżone niebo.
Na koniec muszę się wam przyznać do swojego małego dziwactwa, słabości która mnie uszczęśliwia, niewytłumaczalnego nawet dla mnie, uzależnienia. Otóż, średnio raz na dwa miesiące, odczuwam potrzebę obejrzenia w skupieniu wszystkich części (o zgrozo, nawet tych nowych) „Gwiezdnych wojen”. To uzależnienie jest na tyle silne, że towarzyszy mi od szkoły podstawowej. I odkąd pamiętam zawsze wybierałem mroczną stronę mocy. Piszę o tym dlatego, żeby wykazać, że to nie lenistwo przykuło mnie na kilka godzin do kanapy a jedynie, długotrwałe uzależnienie od Star Warsów. Niech moc będzie z Wami;)
Zawrócony - jesteś rozgrzeszony z ... Gwiezdnych Wojen! :)))
OdpowiedzUsuńA linkowanie jest prostsze niż obsługa miecza świetlnego! :)))
A tak a propos Kate - gdzie się podziała!? Bo jej blog chyba zginął :(((
OdpowiedzUsuńDziękuję, zrobiłem więcej mieczy świetlnych niż linków stąd moja nieudolność linkowania;))))))))
OdpowiedzUsuńTrzy tygodnie jeszcze był a teraz już zniknął, szkoda :(
OdpowiedzUsuńZawsze wiedziałam, że nawet największy twardziel potrzebuje być głaskanym. Tylko to może go ruszyć z kanapy! :D
OdpowiedzUsuńZastanawiam się nad przejściem na ciemną stronę widelca, ale podobno to się źle kończy? ;)
Dziękuję Dobry Człowieku za dobre słowo :-) Ja tu z kolei u Ciebie często znajduję to, co sama chciałabym wyrazić, ale nie chcę się denerwować, czyli zdrową, zgodną z moim światopoglądem, krytykę rzeczywistości. Za to wielkie dzięki :-)
OdpowiedzUsuńMagenta, no ba! Może i to się źle kończy ale o ile ciekawiej. A zresztą nic dobrze się nie kończy, czy po ciemnej, czy po jasnej, finał jest taki sam;))))))
OdpowiedzUsuńRiannon, a ja uwielbiam się denerwować , irytować i wkurwiać;)))))) Pozdrawiam
Aaaa, to czyli mam się nie martwić, że idolem moich chłopców jest Lord Vader, a nie Han Solo??? ;D
OdpowiedzUsuń