Gulp, gulp, gulp... ep... echhhh... dooooobre piwo. Troszkę zapracowany jestem ostatnio, więc tym bardziej doceniam uroki bycia kawalerem. Zaległem zatem bez wyrzutów sumienia na kanapie, z piwkiem w ręku i włączyłem dvd z wylosowanym wcześniej filmem. Tym razem los wskazał na brzyyyydala (jak mawiał Tofik w skeczu kabaretu Ani Mru Mru) czyli Georga Clooneya i film pod tytułem „Up in the Air”. Prosta, żeby nie powiedzieć banalna do bólu amerykańska historyjka z chamskim, wylewnym i mówiącym jak krowie na rowie dydaktyzmem. No szlag mnie trafia, gdy to co powinno dawać do myślenia widzowi jest podane na tacy i to w tak bezpośredni sposób, że nabijam sobie guza tą tacą. Twórcy filmu najpierw prowadzą widza jak po sznurku żeby na koniec przydzwonić mu w łeb pointą. To powoduje, że pomimo lekkiego humoru w jakim jest zanurzona fabuła, poprawna gra aktorów i czar Clonneya (brzyyyydal), jako całość niknie w dosłowności przekazu. I leżąc tak na kanapie, pijąc to piwo nagle się dowiaduję, że jeśli zdecydowałem się być singlem całe życie, to muszę wiedzieć, że zawsze będę jedynie dodatkiem do życia innych. I niczym więcej. I to porozumiewawcze spojrzenie w kamerę Clooneya poraziło mnie do tego stopnia, że omal nie upuściłem puszki z wrażenia. Łał, cóż za głęboka myśl wydedukowana po wielu latach doświadczeń pana reżysera zdawać by się mogło.
Dodatkowo ta profesja głównych bohaterów, taka amerykańska do bólu. Otóż są oni wynajmowani przez firmy do zwalniania pracowników. Mają tak wywalić delikwenta z roboty żeby on był im jeszcze za to wdzięczny. No to się może udać tylko w Ameryce. Od razu pomyślałem sobie, jak taki specjalista przyjeżdża na polską wieś i oznajmia rolnikowi, że czasy raju podatkowego w formie KRUS właśnie się skończyły. Ojej to by bolało. No chyba, że wdzięk i dowcip Clonneya oszałamia nawet polskiego rolnika. Miłego weekendu:)
P.S.
A singlem to ja już nie jestem:)))))
Na zdrówko ;-)A za Klunejem to ja tak niekoniecznie...reszta bez komentarza ;-))))I buziaki gorące!!!!
OdpowiedzUsuńBuziaki , buziaki, buziaki:)
OdpowiedzUsuńNie oglądałam, to co ja mogę napisać! A jak nie jesteś, to chyba dobrze :) Miłego weekendu :)
OdpowiedzUsuńOjej jej jej jej! W imieniu wszystkich chłopów oprotestowuję wyrażenie "raj podatkowy w postaci KRUS". Podatki rolne my chłopi płacimy osobno i to nie małe :-(((
OdpowiedzUsuńA wieczorne seanse filmowe z piwkiem są o wiele lepsze z drugą połówką (połówką nie w sensie flaszki, tylko pokrewnej duszy ;-)
czasami marzy mi się byc singlem:) bez piwa:)
OdpowiedzUsuńMargo, no chyba dobrze, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńRiannon, no dobra wykreślam słowo "raj":) Wy jesteście (przepraszam za wyrażenie) chłopami pełną gębą a ja myślę o takich co to rolnikami tylko na papierze są a pracują 11 miesięcy za granicą, a mimo to rolnikami ciągle są. Pozdrawiam:)))
Beato, pobyć samemu można nawet w dwójkę, pozdrawiam:))))
Jakoś się nie skusiłam na tego Clooneya, ale jak wiadomo wolę w kinie mocniejsze wrażenia ;)
OdpowiedzUsuńPodwójny, potrójny czy wieloramienny?
Podwójny;))) Mocne wrażenia dostarczy Ci film "Maczeta", na razie tylko zerknąłem po łebkach i szczęka mi opadła, takiej durnoty to jeszcze nie widziałem;))))))))Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPolecam Ci zatem dla rozluźnienia film RED z moim ulubionym i nieśmiertelnie doskonałym (moim skromnym zdaniem) Brucem Willisem!
OdpowiedzUsuńStary, łysy, ale nadal sprawny, nadal gra dobrego bohatera, tu akurat agenta, w dodatku partnerki filmowe przy jego boku niezmiennie piękne, mądre i zawsze młode, niezależnie od wieku (naprawdę!) :)
Wczoraj byliśmy na tym filmie z moim M. w kinie i wyszliśmy w dobrym nastroju, dydaktyzm amerykański ale chyba w tej całej nawalance mniej rażący, niż to, co opisujesz.
A tak bardzo chciałam sobie ten film obejrzeć... Chyba poczekam, aż będzie w TV!
pozdrowienia późnoweekendowe!
Jestem singielką i nie czuje się jakoś dodatkiem do kogoś :-). Filmu nie oglądałam i raczej nie zobaczę, nie lubię się walić w łeb tacą dosłowności ;-).
OdpowiedzUsuńIw, Red opisałem kilka postów temu:)) pozdrawiam:))))
OdpowiedzUsuń