niedziela, 27 stycznia 2013

W związku ze związkiem.


Dzięki ostatniej debacie sejmowej dowiedziałem się, że jestem w jałowym związku gejowskim. Moja  po namyśle powiedziała, że w sumie może być gejem, bo przecież w końcu jest z facetem. Kierując się analogią ja zostałem lesbijką.
Taliban pisowski i gowinowski nie zauważył zupełnie, że związki partnerskie istnieją również wśród heteroseksualnych. Poza tym jeśli para nie planuje się rozmnażać na chwałę III RP to wcale nie musi być homoseksualna do cholery. Nigdy nie pojmę zawiłości podążania myśli w mózgach nawiedzonych prawicowców. Ale co tam, szkoda czasu na drobiazgi.
Myślę sobie, że ta cała debata o związkach partnerskich służyła jedynie jako zasłona do cichego przepchnięcia funduszu kościelnego. Po szumnych zapowiedziach i obiecankach, jak zwykle rząd i PO dało dupy całemu episkopatowi, jednocześnie robiąc wała z wyborców.

sobota, 19 stycznia 2013

Zabójcze cechy narodowe.


Odnoszę wrażenie, że nasze cechy narodowe są dla nas zabójcze. Dzięki nim regularnie robimy sobie bolesne auć. Przykładów jest aż nadto. Choćby nasze liczne "Powstania" do których porywał nas wrodzony romantyzm a nie racjonalny ogląd sytuacji. To swojskie irracjonalne postrzeganie rzeczywistości przetrwało do dzisiaj i rozkwita na każdym kroku.
 Kilka dni temu sąd orzekł, że jeśli coś wisi (niezgodnie z prawem zresztą) od 16 lat i nikomu nie przeszkadzało, to niech ci którym teraz przeszkadza, cmokną się w lewy półdupek.



Głośno ostatnio też zrobiło się wokół fotoradarów. Osobiście uważam, że każde restrykcje w stosunku do chamstwa na drogach są godne poparcia. Oczywiście to, co nazwałem chamstwem na drogach, wynika z naszej wrodzonej fantazji ułańskiej. Wszakże irracjonalność pociąga za sobą fantazję (niestety). Przy okazji licznych dyskusji wokół tematu, wyszła na jaw nasza kolejna bolesna cecha narodowa, nasze przeświadczenie, że na wszystkim znamy się najlepiej.  Każdy zna się na zasadności stawiania znaków drogowych i na istocie bezpiecznej jazdy. Jesteśmy ekspertami od szybkiej jazdy i budowy podłoża jezdnego.  W tym  przeświadczeniu, że "wiemy najlepiej", ginie każdego dnia kilku rodaków w wypadkach drogowych.




Na koniec chciałem się Was zapytać. Może ktoś wie. Skąd się wzięła do cholery (i czy nie jest zaraźliwa) moda/choroba (niepotrzebne skreślić), że większość kobiet (od gimbusów po paniusie dojrzałe) noszą torebki na przedramieniu. Ach, żeby tylko torebki, ale torbiszcza a niejednokrotnie razem z kilkoma reklamówkami. I majta się to na lewo i prawo, obijając przechodniów dookoła. Wygląda to komicznie i niechlujnie zarazem.
C.d.n.

niedziela, 13 stycznia 2013

Django.

Czekałem czekałem i się doczekałem. Nie będę się rozpisywał. Każdy kto lubi filmy Tarantino dobrze wie, czego się spodziewać. W tej mierze "Django" absolutnie nie zawiedzie. Jest śmiesznie, strasznie, krwawo i mądrze. Jak dla mnie film świetny. Nawet nie przeszkadza, że film trwa  blisko trzy godziny. Polecam!


niedziela, 6 stycznia 2013

Podsumowania.

 
Nie chodzi o to, że nie miałem czasu pisać na blogu. Nie miałem po prostu natchnienia, chwili skupienia i zastanowienia się. Bynajmniej nie udzieliła mi się gorączka przedświąteczna, a raczej dopadła mnie gorączka obserwacji tej całej zadymy wokół świąt. Z każdym rokiem obserwuję coraz większy festiwal kiczu świątecznego. Czysty kicz w formie i treści zastępuje istotę świąt. I nie mam na myśli wymiaru religijnego (ten zagubił się już dawno) ale czysto ludzkiego, tradycyjnego i rodzinnego. Kicz podsycany dodatkowo w telewizorni dopasowuje się idealnie w gusta społecznej większości. W zasadzie powinienem mieć to gdzieś, w końcu mam swoją tradycję świąteczną, którą próbuję utrzymywać na przekór modom, obniżkom sklepowym, reklamom i wyprzedażom chińszczyzny. Tymczasem człowiek, jako zwierzę stadne lubi mieć choć poczucie wspólnoty z resztą swojego gatunku, chociażby w tak prostej sprawie jak święta właśnie. Niestety moja ewolucja wyalienowała mnie z tej wspaniałej większości. Ani się nie upodliłem literkiem wódy, ani w wigilię nie odpaliłem pod oknami sylwestrowej petardy, a zamiast kolęd nie uraczyłem sąsiadów hitem "Gungam style". Zrzędliwy się robię na starość.
Święta  minęły przyjemnie, niestety nazbyt szybko. Potem przemknął Sylwester w rytmie kubańskich rytmów lat 50-tych i obudziłem się w Nowym Roku. Obserwując przemierzające miasto orszaki głupoty dzisiejszego święta pomyślałem o tym co dobre było w roku minionym. Żeby nie utonąć w malkontenctwie, i rozprzestrzeniającej się po kraju, szybciej niż grypa, głupocie, takie pozytywne podsumowanie jest mi coraz częściej potrzebne.
W roku 2012 na listę przebojów do pierwszej trójki awansowały:
na miejscu trzecim - coraz bardziej klarowna i lepsza sytuacja zawodowa; praca uzyskała kierunek, rozwój i obiecujące plany finansowe;
na miejscu drugim - moja pierwsza podróż na wschód; oczarowały mnie tamtejsze widoki, zapachy i smaki;
na miejscu pierwszym i wciąż power play na mojej liście - wspólne mieszkanie i życie se Swoją; obrastamy coraz bardziej w domowe sprzęty, obowiązki i radości; i jest nam z tym wszystkim, a co najważniejsze, ze sobą, dobrze.