niedziela, 1 maja 2011

Witaj majowa jutrzenko.

Dzisiaj z pewną obawą otwierałem lodówkę. Bałem się, że zobaczę w niej Papieża Polaka ale dzięki Bogu były w niej tylko produkty strawne.
Pełen otuchy i uwielbienia dla miesiąca jakim jest dla mnie maj, wyruszyłem na miasto. Poszedłem, żeby pożegnać się z miastem a właściwie z miejscami, które znam z dzieciństwa. Mój okres „bezdomności” zakończy się prawdopodobnie w tym tygodniu. Zacznę znów być „domny” ale już w innym mieście.
Starzeję się i wkurwia mnie to! To starzenie już nie tylko objawia się rośnięciem włosów w dziwnych miejscach, czy łamaniem w kościach na zmianę pogody, ale także zbędnym sentymentalizmem. Bo na cóż one komu, te sentymenty, to rozmyślanie nad tym co było i co się zostawia za sobą. A jednak dopada mnie sentyment do tych miejsc i jakiś mały stresik przed opuszczeniem miejsca w którym nie tylko ja się urodziłem ale także połowa mojej rodziny.
Lubię maj ten słoneczny i pachnący bzem. Mam do niego sentyment. Kurwa, starzeję się!