Nowy rok stał się faktem. Przyszedł w podartych, zabłoconych i dziurawych gaciach. Przywitaliśmy go iście wojennymi bombardowaniami, czym kto miał. Kupa forsy dała do wiwatu moim uszom a poranek przywitał wątpliwymi atrakcjami estetycznymi.
Mimo tego całego niezrozumiałego dla mnie harmidru dookoła było miło. Sylwestra spędziłem w towarzystwie bliskiej mi osoby i jej znajomych. Pyszne jedzonko, dużo śmiechu i zabawy. Nawet szampan uległ atmosferze samoistnie strzelając dwie minuty przed północą. Wyraził w ten sposób pogląd wszystkich, żeby jak najszybciej zakończyć stary, zużyty i nieciekawy rok. Nawet salwy armatnich fajerwerków wydały mi się piękne gdy stałem na balkonie obejmując ukochaną i czując podskórnie, że Nowy Rok będzie dla Nas lepszy, wyjątkowy i bardzo ważny.
Gdy wracaliśmy rano razem do domu omijając efekt mdłości alkoholowych na chodnikach, przeskakując przez wywalone kosze na śmieci, gdy jechaliśmy zatłoczonym autobusem ściśnięci jak śledzie w beczce, we mnie z każdą chwilą coś dojrzewało. Wśród tłumów na zamkniętym dworcu PKS-u przed mrozem schroniliśmy się w jedynym otwartym miejscu, Plackarni, w której cuchnęło jak na stacji Statoil. Gdy piliśmy razem herbatę w plastikowych kubkach siedząc przy maleńkim stoliku z lat 50-tych dojrzała we mnie myśl, że to, co dookoła mnie, jest zupełnie nieważne, jest gdzieś daleko i mnie nie dotyczy. Najważniejsi byliśmy tylko My i to, co pomiędzy Nami. Chyba zaczynam dojrzewać i stawać się bardziej odpowiedzialny. Chyba zaczynam rozumieć i łapać to, co najważniejsze w życiu. Chyba staje się mężczyzną. Lepiej późno niż wcale.
Dziękuję Wszystkim Wam za życzenia:))))