wtorek, 28 grudnia 2010

Znowu Nowy Rok.

Z uwagi na to, że wyjeżdżam na kilka dni, już teraz 
życzę Wam Wszystkim Wspaniałej Sylwestrowej Zabawy i Odlotowego (i to niekoniecznie w kierunku Irlandii czy Anglii) Szczęśliwego i Lepszego Nowego Roku 2011 !!!!!!!!! 
 I pamiętajcie, że już 6 stycznia kolejne święto i kolejny długi weekend. A więc świętujmy, bo to jak dotąd, wychodzi Nam (Polakom) najlepiej.

niedziela, 26 grudnia 2010

Och mój brzuch, czyli koniec świąt już bliski.

No tak, cały misterny plan diety cud można o kant dupy potłuc. Makowiec dopełnił reszty. Nie pomogły nawet długie spacery świąteczne (fotki poniżej). Teraz zostało zaledwie parę dni, żeby doprowadzić się do porządku, iżby w Sylwestra na zawał nie zejść z braku kondycji poświątecznej.
Z ostatniej chwili: dzisiaj góry były piękne, tylko zimno jak diabli. Pozdrawiam:)















piątek, 24 grudnia 2010

Tradycyjne Polskie Merry Christmas.


Zdążyłem namalować obrazek (fot. wyżej). Był malowany na zamówienie jako prezent pod choinkę, więc tym bardziej musiałem się pospieszyć. Nie lubię takiego szybkiego malowania, bo do każdego obrazu podchodzę tak, jakbym miał stworzyć to najważniejsze dzieło życia a kiedy mi to nie wychodzi, to wpadam w doła. Całe szczęście mam zamówienie na które mam dużo czasu i mogę malować to, co tylko chcę. Jestem tym faktem bardzo podekscytowany. Kupiłem wyjątkowe pędzle i całkiem nowe farby. Na sztaludze białe płótno już czeka (fot. poniżej). Jeszcze moment i namaluję coś naprawdę dobrego. Tak czuję podskórnie:) 


Poza tym wczoraj jeździłem po mieście i podziwiałem zbiorowe szaleństwo. Ludzie w amoku zakupowym biegali z obłędem w oczach. Najbardziej rozbawiła mnie pani w Seicento z dwumetrową choinką w bagażniku i pan który kupił na kolację wigilijną trzy duże kartony Danonków. Poza tym plaga złodziei sklepowych woreczków (tych takich na warzywa czy bułki). Ludzie wynoszą całe paczki woreczków. Kradzenie woreczków ze sklepu ma już długą tradycję. W czasach gdy nie było dopalaczy na rynku, takie woreczki kradli wąchacze klejów wszelakich. A dzisiaj takie woreczki kradną gospodynie i gospodarze domowi do celów spożywczych zapewne.
Poza tym śmieszą mnie Ci którzy szczycą się kupnem ekologicznych choinek, czyli tzw. żywych. No bardzo ekologiczni są, w końcu taka choinka nie rozkłada się przez 300 lat tylko ładnie użyźnia glebę. Niestety już o całym badziewiu zawieszonym na choince nikt nie pomyśli. W większości choinek zawiśnie więc chiński plastik, który rozkładał się będzie przez kolejnych 300 lat w naszej polskiej ziemi. Ale sumienie będzie spokojne bo choinka przecież ekologiczna jest.
Wkrótce napiszę jeszcze o obrońcach zwierząt w skórzanych butach i pacyfistach ubranych w wojskowe ciuchy. A teraz już ostatni świąteczny żarcik. Wesołych Świąt!

niedziela, 19 grudnia 2010

Opowieść Wigilijna. Wyżera i życzenia.

W tym roku wyżera wigilijna będzie skromna. I to nie tylko z uwagi na wdrażane diety cud przez członków rodziny ale głównie z powodu planów wycieczkowych. W czasie świąt zaplanowałem (o ile pogoda pozwoli)  wypad w dzicz (tzn. góry i lasy) co oznacza utrzymanie kondycji nie obciążonej nadmiernym jadłem. Jednakowoż pewne stałe elementy kolacji wigilijnej muszą być utrzymane gdyż bez nich Wigilia nie byłaby Wigilią. A więc obowiązkowym elementem jest kompot z suszu (śliwki, jabłka, gruszki, figi). Uwielbiam kompocik a zapach tego dania jest wprost cudny.

Następnym daniem obowiązkowym na mojej Wigilii to makiełki. Mak z makaronem i rodzynkami ma niestety jedna wadę. Jest totalnym zapychaczem brzucha, a jego pyszny smak nie pozwala przerwać jedzenia, dlatego ostrzegam przed pęknięciem.
I ostatnią obowiązkową potrawą to smażona ryba, jako że nie lubię ryb słodkowodnych (wyjątek pstrąg) na stole zazwyczaj pojawia się dorsz lub ewentualnie morszczuk w grubej przypieczonej panierce. Palce lizać.

Ponadto w tym roku zaplanowałem sałatkę śledziową (bo śledź chodzi za mną od dłuższego czasu) i zapiekankę z brokułami i kurczakiem. Do tego niezwykle zapachowy sernik roznoszący swój rodzynkowo-pomarańczowy zapach po całym mieszkaniu. Parę butelek lekkiego alkoholu (w tym obowiązkowo grzane wino) i Święta w zasadzie gotowe.
A za tydzień nadmiar kalorii mam nadzieję zrzucić bawiąc się na imprezie sylwestrowej ze swoją ukochaną.
                                                                     
                                                                             ***

Życzę Wszystkim Wam, Drodzy Blogowicze
Zdrowych Spokojnych i Wesołych Świąt,
 Pełnych ciepła, miłości i błogiego lenistwa.





sobota, 18 grudnia 2010

Opowieść Wigilijna. Takie tam.

Bardzo ważnym elementem Świątecznym u mnie w domu, obok choinki rzecz jasna, jest jemioła. Zawsze wieszam ją na lampie i przystrajam skromnie własnoręcznie wykonanymi gwiazdkami. Jemioła oprócz wyglądania ma zastosowanie praktyczne, chodzi mi o to tradycyjne całowanie pod jemiołą. Hm, no teraz nie mam kogo całować  ale nadrobię to za parę dni (niekoniecznie pod jemiołą) (fot. powyżej). Kolejnym ważnym elementem Świąt są zapachy. Obowiązkowymi zapachami u mnie są aromaty pomarańczy, mandarynek, orzechów, goździków, imbiru i bakalii. O zapach wydostających się z potraw wigilijnych wspomnę kiedy indziej, bo to jest dopiero poezja. Normalnie bez tych zapachów (pamiętam je z dzieciństwa) Święta byłyby nieudane. Poza tym dzisiaj ustaliłem świąteczne menu (jako jedynak w domu rodzinnym mam taki przywilej) i przez najbliższy tydzień będę latał po sklepach z kartką zakupową. Jakby tego było mało, dzisiaj kurier dostarczył mi zamówione płótno, farby i ramę. To wszystko na obraz (zamówiony), który będę malował podczas Świąt (fot. poniżej).
Muszę się przyznać, że lubię tą przedświąteczną krzątaninę (zakupy, sprzątanie, itd.). Tak wiem, dziwny jestem.
A kiedy po wszystkim poszedłem na spacer (fot. jeszcze bardziej poniżej), brnąc w śniegu po kolana myślałem ile z mojej tradycji świątecznej przeniosę do nowego domu, który zacznę tworzyć z ukochaną, a ile będzie zupełnie nowej tradycji, takiej tylko Naszej. Czas pokaże.






piątek, 17 grudnia 2010

Opowieść Wigilijna. Nie wierzę w Boże narodzenie.




 Nie wierzę i już, jakoś tak mam od urodzenia. Jako dziecko ksiądz był dla mnie dziwolągiem w czarnej sukience (całe szczęście nie znałem wtedy słowa transwestyta). Kościół (w sensie budynek) budził we mnie swym majestatem zawsze jakiś lęk i grozę, ale tak samo oddziaływał na mnie choćby Pałac Kultury i Nauki w Warszawie czy dworzec PKP we Wrocławiu. W święta choinka była dla mnie jedynie ideologią zapachu drzewka, owoców, blasku lampek, prezentów, śniegu za oknem i bajek w telewizji. Żaden Najświętszy Poród nie zaprzątał moich myśli. Do czasu niestety, kiedy rodzice postanowili dalej nie hodować antychrysta i na złość mojemu szczęśliwemu nieuświadomieniu, w jednym roku zdołali mnie ochrzcić i doprowadzić do Pierwszej Komunii Świętej. Na szczęście namaszczanie świętymi olejami i innymi szamańskimi czynnościami nie wpłynęło na mnie w żaden sposób. No, może tylko czasem dopadało mnie dziwne uczucie, że uczestniczę w czymś, czego nie rozumiem, co jest dla mnie obce. I było mi wtedy głupio przed samym sobą i jakoś nieswojo.
Niestety, człowiek to dziwne zwierzę, ciągle szuka, węszy, chce uzyskać odpowiedzi na pytania i chce zrozumieć. Jako że człowiekiem jestem, więc i mnie po dłuższym czasie dopadło poszukiwanie zrozumienia tego świata. Robiłem mnóstwo przeróżnych rzeczy, poznawałem najdziwniejszych ludzi i poznawałem najrozmaitsze zjawiska. To poznawanie świata w każdej dziedzinie zahaczało ciągle o wiarę. Więc postanowiłem poznać i ją, i zrozumieć co powoduje, że tyle ludzi na świecie deklaruje się jako wierzący, że za wiarę ludzie potrafią się zabijać, co czyni ją tak ważną częścią życia. Zbadałem to zjawisko u samego źródła. Zamiast popijać piwko z kumplami na wydziale plastyki zacząłem dodatkowo studiować teologię. Ba, nawet skończyłem i spokojnie mogę nauczać religii nasze kochane latorośle. Oczywiście nigdy tego nie zrobię, bo to byłaby hipokryzja zbyt daleko idąca z mojej strony. Moją próżność zaspokaja w zupełności fakt, że w kilku kościołach ludzie modlą się do obrazów mojego autorstwa. Niestety ani studia, ani uczestniczenie w życiu Kościoła kat. nawet na moment nie przybliżyło mnie do nawrócenia się. Powiem więcej, odraza do instytucji Kościoła kat. wzrastała wraz z intensywnością poznawania tej instytucji od środka. Z czasem zacząłem zauważać w sobie o wiele więcej cech zaczerpniętych z filozofii chrześcijańskiej, niż u niejednego deklarowanego chrześcijanina.
Tak więc po wielu latach starań nawróceniowych choinka jest dla mnie nadal Tradycją głównie w rodzinnym zakresie. Najważniejsze to być z rodziną, stwarzać atmosferę jednoczącą, ciepłą, jeść dobre jedzonko, lepić bałwana, wdychać zapachy i leżeć do góry antenką. A i czasem kolędę zaintonować, byle skoczną, co by weselej było na duszy. A wieczorem zamiast na pasterkę zalegnę przed telewizorem i obejrzę trylogię „Władca Pierścieni”. Bo przecież te Święta muszą być magiczne, tak mówią w reklamach.
Dzisiaj ubrałem w bombki i lampki stojącą na balkonie, w doniczce, tuję (fot. powyżej). Pora zacząć Czas Świąt.

P.S.
Poniżej kilka zdjęć mojego miasta z porannego spaceru.


To ubrane w płaszczyk, to moje autko, które tak samo jak ja, nie lubi zimy:)




To auto stanowczo za długo parkuje w jednym miejscu;)



wtorek, 14 grudnia 2010

Pałka się przegła!




Ciągle sypie i sypie... Auto każdego ranka przypomina bałwana, jeszcze tylko marchewkę mu wetknąć w zderzak i bałwan jak żywy. Do tego ślisko, więc codziennie uczestniczę w  programie pod tytułem: "Autka tańczą na lodzie". Odśnieżaniem, czy sypaniem piasku na chodniki nikt się nie przejmuje, co mnie nie dziwi bo nikt się nigdy tym nie przejmował. A co najgorsze przez dwa dni nie miałem internetu. Pewnie zasypało tego kolesia co to wpuszcza w kabel neta.  Bardzo nie lubię nie mieć internetu, bo niestety, moi drodzy blogowicze nie zaczekają na mnie, tylko piszą sobie do woli. A ja mam teraz takie zaległości w czytaniu  blogów, że ojeju.  No ale co zrobić, zadzieram kiecę i lecę... czytać ma się rozumieć. Pozdrawiam.

niedziela, 12 grudnia 2010

Ach ten Mikołaj.

Fajnie dostawać prezenty, nawet od Mikołaja w którego się nie wierzy;) Jednakże w tym roku oprócz fajnych prezentów dostałem coś naprawdę cennego i pięknego. Coś, dzięki czemu te święta nabierają dla mnie sensu. Na to coś składa się parę rzeczy. Na pewno miłość, poczucie więzi i bliskości z ukochaną i to co najważniejsze dla mnie, czyli zalążek poczucia czegoś tylko naszego, wspólnego. Jestem pewien, że ten zalążek rozwinie się z czasem w coś, co nazwiemy naszym domem. A to jest moje marzenie na najbliższy czas. Mikołaj nie powinien przynosić wyłącznie prezentów ale przede wszystkim spełniać marzenia. Z tych wszystkich powodów uważam, że nasza choinka, którą już ubraliśmy, jest najpiękniejsza na świecie. A kto pomyśli inaczej to pokazuję mu język :P


wtorek, 7 grudnia 2010

Perły ze sterty. 9.

Z uwagi na wizytę prezydenta Rosji, dzisiaj film rosyjski. A właściwie nie film ale całe kino. Obejrzałem film „Twierdza Brzeska”. Nie polecam tego filmu z uwagi, że jest to mocne kino wojenne. Mocnych scen jest tam mnóstwo. Siedziało mi w głowie parę takich scen i nie mogłem się w żaden sposób ich pozbyć przez kilka dni. Poza tym film zrobiony rewelacyjnie. Świetna muzyka, efekty, gra aktorów i mistrzowsko prowadzona kamera. I tu poruszam sprawę już nie tylko tego konkretnego filmu ale kina rosyjskiego ogólnie. Od co najmniej paru lat w oczy bije kompletnie nowa jakość. Widać ją najbardziej choćby w filmie „9 kompania”. To kompilacja stylu zachodniego ze spojrzeniem rosyjskim. Dla mnie efekt jest rewelacyjny. Takie filmy jak „Nocna straż”, „Przenicowany świat”, „Swołocz”, „Powrót”, „Wilczarz”, „Kandahar”, „Zakazana rzeczywistość” i wiele innych nie tylko nie odbiegają jakością efektów, rozmachem scenariuszy od zachodnich produkcji ale zachowują swoistą odrębność narracji, pokazywania świata, robienia zdjęć. Połączenie zachodniego stylu filmowego z duszą rosyjską dało naprawdę ciekawy i niebanalny efekt. Polecam filmy rosyjskie, niekoniecznie te wojenne (choć zrobione są naprawdę świetnie). W odróżnieniu od hollywodzkich mają coś do przekazania, pokazują niebanalne światy, prawdziwe emocje i czerpią garściami ze swojej pięknej rosyjskiej literatury.

niedziela, 5 grudnia 2010

Muzycznie.

jak głęboki jest ocean
jak daleko jest najodleglejsza gwiazda
jak silne jest moje poświęcenie
co w życiu jest bardziej prawdziwe od miłości
nie potrzebuję wszystkich skarbów
chcę spalić całą moją dumę
najdroższym darem jest wolność
transmisja do twojego serca

jak silne są nasze emocje
jak daleko jest od serca do serca
nigdy nie zabijesz moich uczuć
wolę umrzeć niż zamarznąć w środku
miłość jest silniejsza od śmierci
miłość jest gorętsza niż płonące słońce
wszystko czego potrzebujemy to dać miłość
transmisja do twojego serca

 Pójdę między jodły
Tam, gdzie ją widziałem ostatni raz
Wieczór zmrok już rzuca na ziemię
I na drogi z za obrzeżem lasu
A las wydaje się taki czarny i pusty
Biada mi, o biada i ptaki już więcej nie śpiewają

Nie mogę bez ciebie być - bez ciebie
Z tobą również jestem samotny - bez ciebie
Bez ciebie liczę godziny - bez ciebie
Z tobą stoją sekundy - nie warte nic

Na konarach w grobach
Jest teraz cicho i bez życia
I oddech przychodzi mi, ach, z takim trudem
Biada mi, o biada i ptaki już więcej nie śpiewają

Nie mogę bez ciebie być - bez ciebie
Z tobą również jestem samotny - bez ciebie
Bez ciebie liczę godziny - bez ciebie
Z tobą stoją sekundy - nie warte nic, bez ciebie

I oddychanie idzie mi ciężko
Boli mnie, o Boże i ptaki nie śpiewają już

Nie mogę bez ciebie być - bez ciebie
Z tobą również jestem samotny - bez ciebie
Bez ciebie liczę godziny - bez ciebie
Z tobą stoją sekundy - nie warte nic, bez ciebie

Bez ciebie! Bez ciebie!

środa, 1 grudnia 2010

Powoli staję się cynikiem.



„Cynik jest łajdakiem, który perfidnie postrzega świat takim,
jaki jest, a nie takim, jaki być powinien.”
(Ambrose Bierce)



Gibam się wesoło w rytmie reggae, dredy opadają mi na ramiona z wdziękiem a zioło wprawia mnie w dobry nastrój. I kiedy tak gibam się na hamaku wśród palm i skąpo odzianych piękności, nagle, znienacka, zupełnie nieoczekiwanie jebudu. Spadł śnieg, minus 15 stopni. Rury zaczęły pękać, kuchenki wybuchać, samochody korkować a drogowcy narzekać na wspomniane samochody. Ludzie zdziwieni widokiem śniegu (i jeszcze ten biały kolor, kuźwa) odkopują każdego dnia samochody i domy z zasp klnąc pod nosem siarczyście. Urzędy i szkoły nieczynne, brak prądu, pociągi nie jeżdżą, metro się psuje. Na chodnikach połamane nogi, metrowe barykady śniegu i przemrożone nosy. Totalny paraliż, lament i wkurwienie.
Na szczęście nie mieszkam na Jamajce, tylko w Polsce, gdzie śnieg pada tak samo od wieków. Gdzie każdy wie, że w zimie jest śnieg i jest zimno. Tu wszyscy są na zimę przygotowani, bo tu zima to coś normalnego. Dlatego nie ma tu paraliżu, lamentu ani wkurwienia. Jest cisza i spokój. Jest normalnie, w końcu zima jest tu co roku.