sobota, 31 lipca 2010

Co mi w duszy gra.







Przyznaję się bez bicia. Kocham te kobiety. Renatę Przemyk i dziewczyny z Los Trabantos. Te piosenki odzwierciedlają mój dzisiejszy stan ducha i umysłu. Trafiają w samo sedno.

P.S.
Dzisiaj pojechałem w górki, żeby pomyśleć i pobyć sam ze sobą. Leżałem na szczycie w trawie i długo gapiłem się na chmury. Były piękne i chmury, i góry. Narobiłem mnóstwo zdjęć. Poczułem się lepiej. Gdy schodziłem ze szlaku, na ostatnim postoju w schronisku, ktoś korzystający z chwili mojego zamyślenia podpieprzył mi aparat. No comments...

piątek, 30 lipca 2010

Kocham swojego kompa.


„Badanie brytyjskich naukowców pokazuje, że czekolada rozpuszczająca się na języku dostarcza młodym ludziom dłuższych i silniejszych wrażeń niż namiętny pocałunek. O eksperymencie przeprowadzonym przez laboratorium Mind Lab napisał portal BBC. „ Więcej... http://wyborcza.pl/1,86762,4063186.html#ixzz0vAVNeg99
„Za to, według badań amerykańskich seksuologów prowadzonych pod kierownictwem Ala Coopera, dyrektora Centrum Małżeńskiego i Seksualnego Uniwersytetu Stanford, uzależnionych od cyberseksu jest 65 mln osób czyli około 8 procent użytkowników sieci. Pochodzący z 2002 r. „Raport seksualności Polaków” Zbigniewa Lwa Starowicza uzupełnia te dane. Z badań wynika, że w dobie rozwoju Internetu liczba 20-30-latków, którzy uprawiają seks z partnerem w „realu” spadła z 95% do 85% . Na dodatek 26% 25-latków i 35-latków zaspokaja się między innymi seksem w Internecie. „ (http://www.repka.pl/Seks/Nowosci/Wirtualne--owy.aspx)
I o to chodzi, reklamówka czekolady i podjaram się bardziej, niż w najbardziej namiętnych pocałunkach. Potem pokocham się wirtualnie i życie seksualne mam z głowy. Zdrowsze to, bo tylko palce od klikania mogą rozboleć, wygodniejsze bo nawet czterech liter z łóżeczka nie trzeba ruszać i co najważniejsze serc złamanych jakby mniej, a jeśli już to tylko wirtualnie. Pikuś. Poza tym starać nie ma się dla kogo, tzw. brak motywacji. Dodajmy jeszcze kompletny brak ambicji.
„Wiecie co jest w tym wszystkim najzabawniejsze? Że człowiekowi bez ambicji często takie życie odpowiada, jest po prostu szczęśliwy, nie ma żadnych depresji, załamań nerwowych itp., do pełni szczęścia wystarczy mu mecz w telewizji i zimny browar.

A człowiek ambitny? Co niepowodzenie to spora flustracja, zamartwianie się, wieczne niezadowolenie z życia. Chce być we wszystkim najlepszy, a jak mu nie wychodzi, to się obwinia, że jest do niczego itd.” (z forum psychologicznego pt. „Ambicja a nerwice”)
No proszę i zdrowiej od razu człowiekowi na duszy. Żadnych wrzodów, nerwic i cholera wie czego jeszcze. Zajebiście (przepraszam za to słowo ale nie znalazłem bardziej adekwatnego) Nam się ten świat rozwija. A może raczej zwija...

***



***


Poza ziemią głębia stworzeń
Z których kosmos jest kropelką,
Poza życiem myśli zgubne
W grzywach koni wiezionych na rzeź,
Poza trwaniem rzeki wspomnień
Pełnych słów szeptanych w biegu,
Poza światem własny kąt
Odebrany skromnej muzie dawnych lat.

Poza snem złudna trzeźwość
Tępy masyw ludzkich skał,
Poza jawą nieśmiertelność
Utopiona w literatce nocy,
Poza tobą milion gwiazd
Tęskniących w wodach zimnych jezior,
Poza mną wszystko co ma sens
Szary pył polnych dróg.

(1998)

Zapiski z dzielni. Odcinek 1.



Nasza wyrocznia znajdowała się za spożywczakiem. Rządził w niej „Pijany Edek”. Każdy z mieszkańców dzielnicy mógł iść do Edka po radę lub przepowiednię. Wiem, że naszej wyroczni daleko do tej delfickiej, a Edkowi daleko do Pytii, ale i nasza dzielnica nie była zbyt duża. Żeby wydać przepowiednię, Edek musiał wprowadzić się w odpowiedni stan ducha. Cennik „Pijanego Edka” był naprawdę różnorodny. Dla przykładu: porady sercowe lekkiego kalibru – 1 piwo, problemy małżeńskie – bełt owocowy, problemy finansowe – likier a przepowiednia dotycząca życia lub śmierci – duża flaszka czystej i bełt owocowy (do popitki). Na koniec trzeba jeszcze zaznaczyć, że „Pijany Edek” nie mylił się nigdy, a jego trafność rad obiegła nawet sąsiednie dzielnice.
Długo się zastanawialiśmy do jakiej kategorii zaliczyć problem Zygmunta. Dla niego był to bardzo poważny problem sercowy, dla nas był to problem małżeński. W końcu Zygmunt ze swoją panną śmigał po dzielni już od roku, więc każdy traktował ich jak małżeństwo. Po długich wahaniach czy kupić piwo, czy bełta, ostatecznie zakupiliśmy „Nalewkę Babuni”. To wydało nam się najbardziej pomiędzy.
Wzięliśmy Zygmunta pod boki i zaprowadziliśmy przed oblicze Edka. A oblicze Edka było zarośnięte i rumiane, nawet więcej niż rumiane, można powiedzieć, że bardziej bordowe, no ale takie są skutki pracy na powietrzu. Wręczyliśmy naszej wyroczni nalewkę i Zygmunt zaczął omawiać swój problem.
-Kobita mnie się puszcza. Nie wiem co robić. - bezradnie rozłożył ręce Zygmunt.
Edek pokiwał głową, jakby w lot pojął o co się rozchodzi. Wziął duży łyk nalewki i zamruczał znacząco.
-Powiedziała, że się puszcza? - zapytał nie odrywając ust od butelki.
-No gdzie. Nie, ale czuję, że jednak się puszcza. Te jej przyjaciółki ją namawiają. A jak się pytam, to idzie w zaparte. - Zygmunt westchnął nad swoim losem.
-A wcześniej, przed Tobą, się puszczała? - Edek uważnie spojrzał w oczy Zygmuntowi.
-No nie, mówiła, że czekała tylko na mnie i że ja pierwszy jestem.
-Odeślij ją do rodziców i znajdź se inną babę – zawyrokował Edek i opróżnił nalewkę do połowy.
-No ale jak? - za głowę złapał się Zygmunt. - Ja do niej żywię szczere uczucie!
-Znaczy ładna jest. - Edek popatrzył przenikliwie na Zygmunta. - Jest takie przysłowie, że lepiej pięknym dzielić się z innymi, niż brzydkie mieć tylko dla siebie. A teraz już idźcie sobie. - opróżnił nalewkę do końca.
Odeszliśmy. Zygmunt wyraźnie przygaszony pożegnał się i poszedł do tej swojej Bereniki, bo tak miała na imię.
Spotkaliśmy Zygmunta dopiero po tygodniu. Ku naszemu całkowitemu zdumieniu, był już zupełnie innym Zygmuntem. Miał przede wszystkim kasę, humor i wyglądał na szczęśliwego. Okazało się, że zrobił dokładnie tak, jak radził „Pijany Edek”. Zerwał z Bereniką a sam uznał, że w gruncie rzeczy to jemu nic nie brakuje i można nawet powiedzieć, że jest piękny, więc zaczął dzielić się sobą. Jest dostępny dla każdej, której się spodoba. Podobno czasem nawet kasę za to dostaje. Farciarz z tego Zygmunta. Tak więc wszystko skończyło się dobrze. Zygmunt wydawał się szczęśliwy, my zyskaliśmy znanego w całej okolicy kumpla, Edek zyskał jeszcze większy rozgłos a Berenika podobno dalej się puszcza. No i jeszcze morał tej powiastki: pamiętajcie, trzeba zawsze stawiać na siebie. Ciąg dalszy nastąpi.
(historia na faktach autentycznych, wszelkie podobieństwo do osób jak najbardziej uzasadnione; zapiski robione w latach 1995-2000) :)

czwartek, 29 lipca 2010

Myślę, więc mnie nie ma.


Oj dostało mi się, że tak znikam i nikomu nic nie mówię. Że to nie na miejscu takie nagłe ucieczki. O ironio! Żeby ktoś miał do mnie tyle wyrozumiałości i taktu. Są takie dni, chwile, momenty, już od wieków znane, że gdy samca wraz z wiatrem od zachodu zew wezwie, albo li też miarka się przebierze i złość wystąpi okrutna, samiec wtedy włócznie swą wziąwszy, w odległe stepy wyrusza co by niewiernym, chłopstwu lub komukolwiek kogo spotka, krwi upuścić. Jednym słowem, żeby palić, gwałcić i rabować. Niestety czasy teraz bardziej barbarzyńskie są niż onegdaj, więc samcowi a to upić się pozostaje albo na mecz ligowy wyruszyć. Ci rozumniejsi natomiast, pomyśleć muszą, co by nie zatracić się w swoich wyobrażeniach i ogląd na sytuację trzeźwy mieć. Bo udawał nie będę że samopoczucia nie mam rewelacyjnego i na razie szczerzyć się z byle powodu również nie daję rady. Cóż, samcem jestem i w udawaniu mam mniejsze doświadczenia (ups!)
Natomiast zapewniam, że myślenie moje będzie krótkie, jak włosy na mojej głowie i wkrótce wystartuję z nowymi postami, które dadzą i rechot i powód do myślenia zapewne.
Pozdrawiam wszystkich.

środa, 28 lipca 2010

Sztuka jest sztuka.


Jakiś czas temu byłem z dzieciakami na plenerach malarskich. Chciałem, aby zwieńczeniem tych plenerów była taka chociażby trzydniowa profesjonalna wystawa prac dzieciaków w dużych galeriach lub ośrodkach kultury. Żeby młodzi zdolni poczuli tą niepowtarzalną atmosferę wystaw swoich prac. Bez problemów doszło do takich wystaw w Niemczech i Czechach (zaznaczyć muszę, że plenery były międzynarodowe). Jedynie w Polsce nie było sposobu, by taka wystawa mogła mieć miejsce. Albo urlopy, albo brak kompetencji albo grafik już zapchany artystycznymi wydarzeniami na cały lipiec i sierpień. Jeden z dyrektorów centrum kultury oświadczył: -Panie ja mam zaplanowany lipiec artystami wielkiego formatu, więc takie cóś nie zmieszczę.
Sprawdziłem i faktycznie przedsięwzięcia kulturalne polskich ośrodków są bardzo podobne i „wielkiego formatu”. Bo przecież zespoły Pectus, Ich Troje, Eleni czy Bartek Wrona są najbardziej wysublimowaną formą kultury a takie imprezy jak występ zespołów karaoke (cokolwiek to jest), piosenki biesiadnej, czy kabaretonu dla wędkarzy (?!) wprost przytłaczają ciężarem swoistej sztuki i kultury.
I jak tu być normalnym albo nie wkurwionym...

poniedziałek, 26 lipca 2010

Obraz.



Efekt bezsennej nocy to niewiele. Spalone dwie paczki papierosów, zniszczone dwa obrazy, wypite pół butelki słabego wina, godzinne szlajanie się po ciemnych bramach na dzielni. A nad ranem w ekspresowym tempie dokończyłem obraz. Ten, który ocalał. Beznadzieja ale sprzedam go szybko Niemcowi, co by nie straszył moich oczu. Ramę ma ładną, dębową. Chyba tylko dlatego go nie zdołałem zniszczyć.
A teraz? Szacun miał dwa ulubione brzydkie powiedzonka: „Ch.. bombki strzelił, wigilii nie będzie” oraz „Teraz to już tylko diabeł ch..em pomidory młóci”. Cóż, ja uważam, że nie warto niszczyć mostów, mosteczków i kładek Choć czuje się teraz jak świnia w burakach, to mam nadzieję, że kiedyś będzie wreszcie normalnie.

Bezsenna noc.

Nie mam zwyczaju upijać się w bezsenne noce. Ot, najwyżej spalę paczkę papierosów. Obiecałem, że nie będę palił, ale w bezsenną noc można wszystko, zresztą to już nie ma znaczenia. Teraz bratam się z nocą. W jej oddechu czuję myśli tych, którzy jak ja, nie mogą zasnąć. Którzy jak ja, szukają odpowiedzi na to samo pytanie.
Rozrachunki z własnym losem coraz natarczywiej atakują myśli. W bezsenną noc, zawsze są niekorzystne, depresyjne i okrutne.
Tylko serca żal, bo go coraz mniej. Skrawek po skrawku odpada i zostaje gdzieś za nami, zagubiony i niechciany.

***

Spopielone skrzydła nie wzlecą
W deszczu zapomną czym kiedyś były
Czy myślą wieszczą czy nieistnieniem
Zwątpieniem przyszytym do skóry;
Kiedyś przed oczami stanie
Krzew rudopłomiennych liści
Jak wypłakane kochanie
Jak umarli artyści.